Rynek windykacyjny w Polsce przeżywa duże zmiany. Niektórzy twierdzą, że za kilka lat liczyć się na nim będą trzy–cztery podmioty krajowe, a całą resztę będą stanowili zagraniczni gracze. Zgadza się pan z tą tezą?
Jak najbardziej, uważam, że polski rynek jest kuszący dla zagranicznych graczy. Wielu z nich będzie chciało zająć pozycję nad Wisłą i część prowadzi już pewne prace w tym zakresie. Obecnie dwa–trzy zagraniczne podmioty poważnie sondują możliwość wejścia na polski rynek. Natomiast jest ograniczenie, jeżeli chodzi o skalę interesujących ich transakcji. Większość zagranicznych firm szuka portfeli, których wartość nominalna wynosi około 1 mld zł. Rocznie takich dużych transakcji będzie w Polsce kilka, co tworzy naturalną barierę. W związku z tym oczekuję, że za kilka lat łącznie będzie około dziesięciu istotnych podmiotów zarówno polskich, jak i zagranicznych, a wśród nich Casus Finanse z silną pozycją.
No właśnie, jak pan widzi przyszłość Casus Finanse. Czy na tak konkurencyjnym rynku jest miejsce dla takiej firmy jak wasza i czym chcecie rywalizować?
Oczywiście, że jest i nasze miejsce jest w pierwszej piątce tych firm, chociaż ambicje mamy jeszcze większe. Wynika to z bardzo dużego doświadczenia naszej spółki w inkasie. Pozycja lidera na tym rynku pozwala nam w dynamiczny i bezpieczny sposób rozwijać się na całym rynku zarządzania wierzytelnościami. Należy również pamiętać, że wejście na rynek zagranicznych graczy będzie się odbywało w dwóch modelach. W pierwszym będą oni kupowali duże portfele i zlecali ich serwisowanie lokalnym firmom, a tutaj nasze kompetencje są gigantyczne. W drugim modelu będą chcieli bliżej związać się z którymś z polskich podmiotów, np. w sposób kapitałowy. Obie te sytuacje rodzą dla nas szanse.
Nie jest tajemnicą, że jednym z czynników wpływających na rozwój firm windykacyjnych jest dostęp do finansowania. Podobno poważnie myślicie o IPO i pozyskaniu kapitału z rynku. Czy to prawda?