Hossa trwa już przeszło sześć lat, a klienci TFI jeszcze nie odrobili strat z ostatniej bessy. Przynajmniej ci z nich, którzy – tak jak większość – zdecydowali się zainwestować w akcje na szczycie w 2007 r.
Od tego czasu, do sierpnia 2015 r., fundusze akcji polskich wciąż są 30 proc. pod kreską. Średnio rzecz biorąc, bo najsłabszy Pioneer Akcji Polskich traci aż 68 proc.
Zarządzający tłumaczą, że nawet jeżeli ktoś wyciągnął wnioski z bessy lat 2007–2008 i przebudował portfel w kierunku bardziej płynnych inwestycji, w ostatnim czasie i tak miał problem. To małe i niepłynne spółki rosły najszybciej, a nie duże i płynne. – W efekcie dużych wahań wartości jednostek funduszy nasza oferta została przeorganizowana ponad trzy lata temu m.in. w taki sposób, aby odróżnić fundusze operujące w segmentach o wyższym ryzyku płynności, od pozostałych, w tym funduszu akcji, którego benchmark skoncentrowany został na dużych i płynnych walorach. Niestety, od tego czasu wyniki indeksu szerokiego rynku wyraźnie przewyższały stopy zwrotu z dużych spółek, co utrudniło odrobienie strat funduszom mniej zaangażowanym w małe firmy – wyjaśnia Tomasz Adamus, prezes MetLife TFI.
Eksperci przestrzegają przed pozostawaniem w funduszu w nadziei na odrobienie strat. Klienci niektórych TFI prawdopodobnie się tego nie doczekają. Mimo to warto inwestować w akcje.
– Jeżeli ktoś został w naszym „misiu" przez osiem lat i widzi, że – mimo strat w horyzoncie ośmioletnim – na tle konkurencji radzimy sobie całkiem nieźle, warto, żeby został z nami dłużej – zachęca Adam Łukojć, zarządzający w Skarbcu. – Ale nie po to, żeby się odkuć, tylko dlatego, że inwestycja w akcje małych i średnich spółek jest obecnie potencjalnie jedną z lepszych na polskim rynku kapitałowym – tłumaczy.