Przez długi czas firma windykacyjna Kredyt Inkaso wydawała się idealnym kandydatem do przejęcia przez któregoś z zagranicznych graczy, którzy pukali do drzwi polskiego rynku. Prężny rozwój firmy, odpowiednio duża skala działalności i główny akcjonariusz, który gotowy był sprzedać swój pakiet blisko 30 proc. akcji za odpowiednią cenę, sprawiły, że rynek uwierzył, iż tylko kwestią czasu jest to, kiedy w spółce pojawi się nowy inwestor. I owszem, pojawił się, ale nie był to zagraniczny gracz, jak oczekiwano, lecz jeden z krajowych konkurentów, a konkretnie firma Best, która nabyła prawie 33 proc. akcji Kredyt Inkaso. Jak się okazało, był to początek kłopotów Kredyt Inkaso. Firma znalazła się na rozdrożu. Z jednej strony jej przedstawiciele nie ukrywają, że spółka wciąż jest w kręgu zainteresowań zagranicznych podmiotów, z drugiej zaś toczy otwartą wojnę z Bestem.
Idealny kandydat
– Od zeszłego roku obserwujemy duże zainteresowanie inwestorów branżowych i finansowych z kraju i zagranicy. Nie można wykluczyć, że działania Bestu, z którym na poziomie zarządów nie doszliśmy do porozumienia w sprawie fuzji, będą prowadziły do spadku kursu Kredyt Inkaso, co z kolei może przyspieszyć ewentualną decyzję dużego, silnego finansowo podmiotu o ogłoszeniu wezwania na wszystkie akcje Kredyt Inkaso. Są one bowiem już teraz, w opinii zarządu, znacznie niedowartościowane. Best nie został przyjęty w akcjonariacie Kredyt Inkaso z euforią, ale nawet mimo ostatnich skandalicznych działań przedstawicieli tej spółki, o których informujemy w raportach bieżących, uchroniliśmy stabilność funkcjonowania spółki. Powróciliśmy w styczniu na rynek M&A, dzięki czemu możemy rozmawiać z potencjalnymi inwestorami – mówi Paweł Szewczyk, prezes Kredyt Inkaso. Obecnie za akcje windykatora na GPW płaci się po około 22 zł. Best, nabywając walory firmy, płacił 40 zł.
– O ile przejęcie udziałów przez Best po relatywnie wysokiej cenie zmniejszyło szansę na wejście globalnego inwestora, o tyle znacząca korekta kursu akcji w ostatnich miesiącach sprawiła, że Kredyt Inkaso ponownie mogło trafić na radary inwestorów zarówno finansowych, jak i branżowych. Przewagą spółki jest z pewnością ugruntowana pozycja oraz wypracowany know-how na rynku krajowym, relatywnie niski stopień zadłużenia, a także spore doświadczenie na kilku rynkach zagranicznych. Pewnym ograniczeniem mogą się okazać możliwości inwestycyjne, co jednak częściowo zostało rozwiązane przez współpracę z TFI na zasadzie koinwestycji – mówi Michał Fidelus, analityk Vestor DM. Również Adrianna Kocięda z NWAI DM uważa, że ze względu na skalę działalności oraz wypracowany know-how Kredyt Inkaso jest podmiotem, który byłby idealnym celem przejęcia dla inwestora zagranicznego. – Dla dużego gracza dysponującego relatywnie tanim finansowaniem przejęcie takiego podmiotu byłoby efektywnym rozwiązaniem. Jednocześnie, z punktu widzenia wartości potencjalnej transakcji przejęcia, Kredyt Inkaso ma optymalny rozmiar, nieprzekraczający potencjału inwestycyjnego spółek, które przyglądają się polskiemu rynkowi, jak np. Hoist Finance, PRA Group czy Cabot Financial. Dodatkowym atutem spółki jest jej aktywność na rynkach rumuńskim i bułgarskim, co może zapewnić ekspozycję na Bałkany graczom zainteresowanym rozwojem na rynkach rozwijających się – podkreśla.
Chcieć a móc
Na tym dobre informacje dla Kredyt Inkaso się jednak kończą. Rozmowy z potencjalnymi inwestorami utrudnia bowiem fakt, że to jednak Best ma obecnie prawie 33 proc. udziałów w firmie. Mało tego, Krzysztof Borusowski publicznie deklaruje, że nie porzuca planów fuzji obu podmiotów.
– Ewentualne przejęcie komplikuje pojawienie się w akcjonariacie spółki Best, która z punktu widzenia potencjalnego przejmującego może być przysłowiową kulą u nogi. W praktyce oznacza to, że Best, mając niemal 33 proc. udziałów w kapitale Kredyt Inkaso, może utrudniać podejmowanie decyzji – mówi Kocięda.