Rynek pochodnych na akcje przeżywa w ostatnim czasie prawdziwy boom. Obrót nimi w okresie od stycznia do lipca wyniósł prawie 752 tys. – rekordowy wynik z ubiegłego roku (1,03 mln) jest poważnie zagrożony. Problem jednak w tym, że uwaga inwestorów koncentruje się tylko na pojedynczych instrumentach, głównie na kontraktach na KGHM, PKO BP, PKN Orlen, PZU czy też JSW. Znamienne jest chociażby to, że wprowadzone w marcu futures na Eurocash wciąż nie mogą podbić rynku. Do końca lipca obrót nimi wyniósł tylko 82 sztuki.
– Recepta na sukces kontraktów na akcje kolejnych spółek zawiera przynajmniej trzy składniki: aktywnego animatora, zmienność i płynność na rynku bazowym oraz zainteresowanie inwestorów – mówi Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ. – Bez animatora zapewniającego niskie spready i głębokość rynku (odpowiednie wolumeny ofert) będziemy mieli martwy instrument. Oczywiście, animator nie może handlować sam ze sobą, pozostaje pytanie, czy na rynku jest wystarczająca liczba inwestorów zainteresowanych i mogących handlować tego typu kontraktami. Pamiętajmy bowiem o ograniczeniach inwestorów instytucjonalnych, których regulacje wewnętrzne mogą nie pozwalać inwestować w instrumenty o zbyt małej płynności. Dla detalicznych spekulantów liczyć się z kolei będzie zestaw zmienność/koszty, wyrazistość trendu oraz moda na instrument bazowy. Jego zdaniem warto więc pomyśleć nad przeglądem dostępnych instrumentów. – Jeśli strategią rozwoju rynku pochodnych jest dynamiczne dostosowywanie się do zapotrzebowania inwestorów, to warto się też zastanowić nad sprawnym wycofywaniem „towarów", które przestały być chodliwe – mówi.