Czy Unia sama będzie „ratowała” klimat Ziemi?

Gospodarki europejskie mają w nadchodzących latach ponieść ogromne koszty „zielonej” transformacji. Dla Brukseli to priorytet, choć ani Ameryka Trumpa, ani Chiny, ani wiele innych krajów nie będzie przejmowało się swoimi emisjami CO2.

Publikacja: 07.01.2025 06:00

Część unijnych rządów liczyła na to, że „zielona” energetyka stanie się dźwignią wzrostu PKB. Te nad

Część unijnych rządów liczyła na to, że „zielona” energetyka stanie się dźwignią wzrostu PKB. Te nadzieje się jeszcze nie spełniły, a europejscy producenci paneli fotowoltaicznych i turbin wiatrowych zmagają się z chińską konkurencją.

Foto: Fot. Ina FASSBENDER/AFP

Niezależnie, co sądzimy o nowej administracji Donalda Trumpa, musimy przyznać, że walka z globalnymi zmianami klimatycznymi nie będzie dla niej priorytetem. Chris Wright, nominat na nowego sekretarza energii, to weteran branży naftowej, kierujący dotychczas spółką Liberty Energy. Choć przyznaje, że spalanie paliw kopalnych przyczynia się do zaistnienia efektu cieplarnianego, to nie widzi on w tym większego problemu. Twierdzi, że cieplejsze temperatury na Ziemi zwiększają wegetację roślin i produkcję rolną oraz sprawiają, że mniej ludzi umiera z powodu mrozów. – Ze zmianami klimatycznymi wiąże się tyle samo pozytywnych, co negatywnych rzeczy. Czy to jednak kryzys, największe wyzwanie dla świata lub wielkie zagrożenie dla przyszłych pokoleń? Nie – stwierdził w 2023 r. w wywiadzie dla podcastu PragerU. Wright uważa, że zwiększanie wydobycia paliw kopalnych na świecie pomoże wyciągnąć wielu ludzi z biedy. Jego poglądy wpisują się w kampanijne zapowiedzi Trumpa mówiące, że USA mocno zwiększą produkcję ropy, co przyczyni się do spadku cen paliw.

Foto: Parkiet

Wśród europejskich polityków, przejętych walką ze zmianami klimatycznymi, takie wypowiedzi mogą budzić grozę. Po odejściu administracji Joe Bidena Europa traci bowiem najważniejszego sojusznika w walce o neutralność węglową. Bo z kim może ona na poważnie ciąć emisje gazów cieplarnianych? Z Chinami? Ich przywódca Xi Jinping zapowiedział wprawdzie w 2020 r., że Państwo Środka osiągnie neutralność klimatyczną w 2060 r., ale dopiero w okolicach 2030 r. ma ono osiągnąć szczyt emisji CO2. Jednocześnie Chiny nadal budują dużo elektrowni węglowych. W samym 2023 r. oddały do użytku elektrownie o łącznej mocy 47,4 GW, a rozpoczęły budowę kolejnych, mogących łącznie wytwarzać 70 GW energii. Chiny używają o 30 proc. więcej węgla niż reszta świata. Z szacunków Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) wynika, że globalna konsumpcja węgla sięgnęła w 2024 r. rekordowe 8,77 mld ton. I ma pozostać na poziomie zbliżonym do tego szczytu co najmniej do 2027 r. Kto więc pozostaje Europie jako sojusznik w walce o klimat? Indie? Rosja? Afryka?

Czytaj więcej

Nie wszystkim udaje się ograniczać emisje gazów cieplarnianych

Zawracanie kijkiem Renu

W 2023 r. globalne emisje CO2 sięgały 37,79 mld ton. Z tego 2,51 mld ton przypadło na wszystkie kraje Unii Europejskiej. Emitowały one wówczas tego gazu mniej niż Indie (3,06 mld ton), Stany Zjednoczone (4,91 mld ton), nie mówiąc już o Chinach (11,9 mld ton). Unia Europejska odpowiadała więc za mniej niż 8 proc. wszystkich emisji dwutlenku węgla spowodowanych przez człowieka. W ciągu ostatnich trzech dekad państwa wchodzące obecnie w skład UE już znacząco zmniejszyły swoje emisje. Wszak w 1990 r. wysłały do atmosfery 3,87 mld ton CO2, co stanowiło 17 proc. światowych emisji. Dla brukselskich urzędników ten postęp był jednak zbyt mały. Komisja Europejska dąży więc do tego, by w 2030 r. unijne emisje CO2 były o 55 proc. niższe niż w 1990 r., a w 2040 r. mniejsze aż o 90 proc., tak by w 2050 r. ten blok gospodarczy osiągnął neutralność klimatyczną. Osiągnięcie celu na 2040 r. oznaczałoby, że cała UE emitowałaby mniej CO2 niż Republika Południowej Afryki, czyli kraj mający PKB mniejszy niż Dania. Wpływ tego na globalny klimat byłby jednak raczej ograniczony, zwłaszcza jeśli w tym samym czasie USA, Chiny, Indie oraz kilkadziesiąt innych krajów zwiększyłoby swoje emisje.

Koszt tego poświęcenia dla gospodarki unijnej byłby jednak bardzo wysoki. Analitycy BloombergNEF oszacowali, że aby osiągnąć neutralność klimatyczną, inwestycje w transformację energetyczną w UE muszą sięgnąć do 2050 r. 32 bln USD. Dla porównania: nominalne PKB Unii Europejskiej szacunkowo wynosi 19,4 bln USD, a zobowiązania budżetowe UE na 2025 r. to 199,4 mld euro. Według ekspertów BloombergNEF, by osiągnąć cele związane z redukcją emisji gazów cieplarnianych, inwestycje w „zieloną transformację” powinny być potrajane co roku, aż do 2030 r. Realizacja tego postulatu nie wydaje się obecnie być realna. A jednak UE próbuje zbawiać klimat za pomocą kolejnych wersji Zielonego Ładu i planów rozciągania systemu ETS (handlu emisjami CO2) na kolejne działy gospodarki: transport, budownictwo i rolnictwo. Robi to, choć dotychczasowy system ETS okazał się bardzo podatny na działania spekulacyjne. O ile jeszcze w 2015 r. za certyfikat na emisję 1 tony CO2 płacono poniżej 7 euro, to w 2023 r. przekraczały nawet 100 euro. Indeks cen prądu w strefie euro skoczył natomiast z 95,9 pkt w grudniu 2015 r. do rekordowych 171,4 pkt w październiku 2022 r. Stosunkowo wysokie ceny prądu stały się jedną z głównych przyczyn przenoszenia produkcji poza Unię przez firmy przemysłowe oraz źle wpływały na popyt konsumencki. Trudno się więc spodziewać, by objęcie wadliwym systemem ETS kolejnych sektorów gospodarki pozytywnie wpłynęło na kondycję ekonomiczną Europy.

Koszty unijnych prób „ratowania” ziemskiego klimatu poniesie również Polska. Wyliczenia francuskiego Instytutu Rousseau mówią, że nasz kraj będzie musiał dokonać inwestycji publicznych i prywatnych związanych z zieloną transformacją wartych łącznie 2,4 bln euro. Do tego dojdą również koszty związane z klimatycznymi parapodatkami, takimi jak unijne uprawnienia do emisji CO2 (EUA) i nowe certyfikaty w ramach systemu ETS 2. „Jeśli stworzy się na rok 2030 trzy scenariusze: pozytywny (cena EUA = 120,00 euro, cena ETS 2 = 45,00 euro), bazowy (cena EUA = 160,00 euro, cena ETS 2 = 75,00 euro) oraz pesymistyczny (cena EUA = 200,00 euro, cena ETS 2 = 100,00 euro), można oszacować łączne koszty obu systemów dla polskich gospodarstw domowych. W scenariuszu pozytywnym wyniosą one 64,00 mld zł, w bazowym – 91,00 mld zł, a w pesymistycznym – 116,00 mld zł” – wskazują autorzy raportu „Drapieżny Zielony (nie)Ład” przygotowanego na zlecenie Solidarności. Jaki jest sens wydawania tych pieniędzy, jeśli Polska odpowiada za mniej niż 1 proc. światowych emisji CO2 i ma znikomy wpływ na zmiany klimatu? Czy nie efektywniej byłoby wydać te kwoty na budowę elektrowni jądrowych, szybkie koleje i regulację rzek?

Bariera handlowa

Wielkim paradoksem jest to, że unijne elity jednocześnie obawiają się wojen handlowych, które może wywołać Ameryka rządzona przez Trumpa, a jednocześnie szykują się do rozpoczęcia własnego konfliktu o handel. Taki konflikt wywołałoby wprowadzenie tzw. granicznego mechanizmu dostosowania węglowego (CBAM), czyli dodatkowego cła na towary z państw stosujących mniej restrykcyjną politykę dążenia do neutralności klimatycznej. Ten mechanizm naraziłby UE na prowadzenie wojny handlowej jednocześnie z USA, Chinami, Indiami, Turcją, Ukrainą i wieloma innymi krajami. Ucierpiałyby na tym nastawione na eksport gospodarki, taka jak polska czy niemiecka. UE znów naraziłaby się na recesję, a ziemskiemu klimatowi by to niewiele pomogło.

Podatek od krowich gazów i zmiana pól uprawnych w mokradła

Rząd Danii zdecydował w listopadzie 2024 r., że od 2030 r. duńscy rolnicy będą płacili specjalny podatek od emisji CO2 przez zwierzęta hodowlane. Będzie on początkowo wynosił 300 koron duńskich (171,6 zł) za tonę ekwiwalentu dwutlenku węgla. W 2035 r. ma on wzrosnąć do 350 koron za tonę. Jak będą liczone gazy emitowane przez krowy i świnie? Zapewne rolnicy będą płacić ryczałt uzależniony od liczby posiadanych przez nich zwierząt hodowlanych. Czy mocno to przyczyni się do powstrzymania zmian klimatycznych na Ziemi? Raczej nie, gdyż Dania odpowiedzialna jest za zaledwie 0,08 proc. globalnych emisji CO2. Metan emitowany przez duńskie krowy ma więc mniej niż znikomy wpływ na średnie temperatury na naszej planecie. Duński rząd uważa jednak, że zaplanowany przez niego podatek będzie ważnym krokiem w walce ze zmianami klimatycznymi.

Danina od „krowich emisji” jest częścią szerszego pakietu mającego na celu „zieloną” transformację rolnictwa duńskiego. Pakiet ten przewiduje m.in. redukcję emisji azotu wynoszącą od 2027 r. 13 780 ton rocznie, czyli znaczące zmniejszenie wykorzystania nawozów sztucznych w rolnictwie. Ponadto planowane jest zasadzenie 250 tys. hektarów nowych lasów oraz zamianę 140 tys. hektarów ziemi rolnej w mokradła.

– Duńska natura zmieni się najbardziej, odkąd w 1864 r. osuszono bagna – zapowiedział Jeepe Bruus, minister ds. Zielonego Porozumienia Trójstronnego.

Na zmienianiu obszarów rolnych w mokradła zależy również Komisji Europejskiej, która wspiera finansowo związane z tym programy. Paradoksalnie, kiedyś osuszanie bagien było uznawane za oznakę postępu technologicznego. W Europie Zachodniej na dużą skalę osuszano mokradła i zamieniano je w pola uprawne już w średniowieczu. (Ten element postępu technicznego późno dotarł m.in. do Rosji). Obecnie jednak zamiana pól w bagna jest uznawana za działanie proekologiczne. HK

Gospodarka światowa
Amerykański PKB spadł w pierwszym kwartale
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka światowa
Volkswagen odnotował 37-proc. spadek zysku w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
PKB strefy euro wzrósł o 0,4 proc.
Gospodarka światowa
Chiny zniosły cło na amerykański surowiec. Ale nie chcą się przyznać
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka światowa
Globalny szef international w Citi: na świecie będzie coraz mniej wolnego handlu
Gospodarka światowa
Czy DOGE rzeczywiście „ciął piłą łańcuchową” wydatki budżetowe?