Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich spadała podczas piątkowej sesji nawet do 2,94 proc., czyli do najniższego poziomu od 6 czerwca. Jeszcze we wtorek przekraczała ona 3,25 proc., a w czerwcu dochodziła do 3,49 proc. Dochodowość amerykańskich obligacji dwuletnich (uznawanych za bardziej wrażliwe na zmiany polityki pieniężnej w krótkim i w średnim terminie) spadała co prawda w piątek tylko nieznacznie, ale od połowy czerwca do piątku spadła z 3,45 proc. do 2,86 proc.
– Uwaga inwestorów przesuwa się od kwestii inflacji i koncentruje się obecnie na wzroście gospodarczym. Obawy przed recesją rosną, więc rynki zaczynają zmniejszać oczekiwania dotyczące podwyżek stóp procentowych – twierdzi Prashant Newnaha, strateg TD Securities.
Niepokojące wskaźniki
Jednym z impulsów do spadku rentowności amerykańskich obligacji mógł być czwartkowy odczyt inflacji bazowej PCE, uznawanej za ulubiony wskaźnik inflacyjny Fedu. Inflacja bazowa PCE wyniosła w czerwcu 4,7 proc. rok do roku, po tym jak w maju sięgnęła 4,9 proc. i była najwyższa od połowy lat 80. Analitycy prognozowali średnio, że wyniesie ona 4,8 proc. Choć wciąż jest dosyć wysoka, to analitycy zaczęli się zastanawiać, czy osiągnęła ona już swój szczyt.
Obawy przed recesją zwiększył natomiast odczyt wskaźnika GDPNow liczonego przez oddział Rezerwy Federalnej w Atlancie. Ten wskaźnik jeszcze pod koniec maja sugerował, że wzrost gospodarczy w USA wyniesie w drugim kwartale 1,9 proc. (To wyliczenia annualizowane, czyli liczone kw./kw. w tempie rocznym). W połowie czerwca pokazywał on już zerowy wzrost. Na koniec miesiąca sugerował już natomiast spadek PKB o 1 proc. Prognoza dla konsumpcji prywatnej została obniżona ze wzrostu o 2,7 proc. do spadku o 8,1 proc. Gdyby prognoza Fedu z Atlanty się sprawdziła i PKB USA spadł w drugim kwartale o 1 proc., to gospodarka amerykańska już byłaby w technicznej recesji. W pierwszym kwartale PKB Stanów Zjednoczonych spadł bowiem o 1,6 proc.