Problemy z uregulowaniem długu przez Dubaj wstrząsnęły rynkami finansowymi całego świata. Inwestorzy przestraszyli się, że europejskie banki kredytujące arabski szejkanat mogą ponieść wielomiliardowe straty. Indeks DJ Euro Stoxx 600 stracił w ciągu dnia aż 3,4 proc., niemiecki DAX 3,3 proc. Londyński FTSE 100 spadł o 3,2 proc. Niewykluczone, że gdyby nie kilkugodzinna przerwa w sesji wywołana awarią sieci informatycznej spadłby bardziej. Amerykańskie giełdy zareagują dopiero dzisiaj – wczoraj były zamknięte z powodu Dnia Dziękczynienia.
Panika zaczęła się też udzielać inwestorom na rynkach wschodzących. WIG spadł wczoraj o 1,5 proc. – To może być zdarzenie, które rozpocznie wyprzedaż bardziej ryzykownych aktywów, czyli również akcji i walut z krajów rynków wschodzących. Jeżeli najgorsze obawy się spełnią i Dubaj okaże się niewypłacalny, będziemy mieć do czynienia z największym kryzysem niewypłacalności państwa od 2001 roku, kiedy spotkało to Argentynę – twierdzi w rozmowie z „Parkietem” Michael Ganske, strateg ds. rynków wschodzących z Commerzbanku.
[srodtytul]Szejkanat przeinwestował[/srodtytul]
Panikę na rynkach wywołała wiadomość o kłopotach finansowych rządowego dubajskiego holdingu Dubai World. Poprosił on banki, by pozwoliły mu na odroczenie spłaty zobowiązań do 30 maja przyszłego roku. Jest on obecnie zadłużony aż na 59 mld USD. Problemy państwowego holdingu zrodziły oczywiście obawy przed niewypłacalnością całego szejkanatu, którego długi (łącznie z zobowiązaniami Dubai World) sięgają 80 mld USD.
Kredyty zaciągnięte w ostatnich latach przez Dubaj szły w dużej mierze na ekstrawaganckie projekty budowlane, które miały zmienić szejkanat w centrum finansowe i turystyczne rejonu i w ten sposób uniezależnić gospodarkę od wahań cen ropy. Uniezależnienie się było jednak ponad siły Dubaju. Od początku światowego kryzysu większość tych projektów wstrzymano w wyniku blokady kredytowej oraz na skutek załamania cen ropy w II półroczu 2008 r.