Posiedzenie FOMC może jednak zapoczątkować debatę o dalszych losach QE, którego druga runda zgodnie z planem ma trwać do czerwca. Za jego wcześniejszym zakończeniem może przemawiać to, że do zaostrzenia polityki pieniężnej szykuje się Europejski Bank Centralny. Jego prezes Jean-Claude Trichet dał ostatnio do zrozumienia, że stopy procentowe w strefie euro mogą pójść w górę już w kwietniu.

Dodatkowo, jak podkreślił na początku marca w przemówieniu przed Kongresem prezes Fedu Ben Bernanke, maleje ryzyko deflacji, które było główną przesłanką do rozpoczęcia w listopadzie QE2. – Jest coraz więcej dowodów, że ożywienie w wydatkach konsumpcyjnych i inwestycyjnych się ugruntowało – tłumaczył Bernanke. Malejące ryzyko deflacji to m.in. skutek wzrostu cen ropy naftowej. Tylko w tym roku przekroczył on 8 proc.

Jak jednak zauważa Lou Crandall, ekonomista z Wrightson ICAP, drożejąca ropa osłabia też siłę nabywczą konsumentów. – Wysoki koszt spowolnienia gospodarczego sprawia, że w oczach FOMC to zagrożenie przysłania wszystkie inne – ocenia Crandall.

Na decyzję Fedu może też wpłynąć sytuacja w Japonii po  piątkowym trzęsieniu ziemi. Jeśli tamtejsi ubezpieczyciele zaczną wyprzedawać obligacje USA, w górę może pójść rentowność tych papierów. Tymczasem głównym celem QE2 jest trzymanie jej w ryzach.