Tylko masowe darowanie gospodarstwom domowym długów jest w stanie zapewnić trwałą poprawę koniunktury w USA – to coraz powszechniejsza opinia wśród tamtejszych ekonomistów. W tym tak znanych jak Stephen Roach, członek rady dyrektorów banku Morgan Stanley, czy wpływowy analityk i bloger Barry Ritholtz.
Niskie stopy nie pomagają
Pogląd ten zaczął się rozpowszechniać po tym, jak dwie rundy ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu przez bank centralny obligacji skarbowych za dodrukowane pieniądze, nie były w stanie rozruszać gospodarki. Program ten miał na celu obniżenie rentowności długoterminowych obligacji i powiązanego z nią oprocentowania kredytów hipotecznych.
Tyle Fedowi udało się osiągnąć, ale nie doprowadziło to do poprawy koniunktury na rynku nieruchomości. A taniejące domy, najważniejszy składnik majątku większości amerykańskich gospodarstw domowych, w połączeniu z wysoką stopą bezrobocia skutecznie ograniczają wydatki konsumpcyjne w największej gospodarce świata. Na domiar złego w sierpniu po raz pierwszy od dwóch lat spadły dochody Amerykanów.
– Amerykańska gospodarka potrzebuje darowania długów i nowych miejsc pracy. Odkładamy to już zbyt długo. A bez tego ożywienie gospodarcze jest niemożliwie – ocenił Randall Wray, profesor ekonomii z Uniwersytetu UMKC.
Delewarowanie zbyt wolne
Jak wynika z danych Rezerwy Federalnej, w przededniu kryzysu finansowego zadłużenie amerykańskich gospodarstw domowych sięgało 100 proc. PKB. Do dziś spadło poniżej 90 proc. PKB, co oznacza, że Amerykanie powoli spłacają swoje zadłużenie.