Pod koniec 2011 r. aktywa te sięgały 56 proc. PKB. Tyle zmieniło się w ciągu pięciu kryzysowych lat, w trakcie których amerykańscy politycy uznali, że niektóre banki są „zbyt wielkie, by pozwolić im upaść", a stabilność systemu finansowego wymaga ich odchudzenia.
Paradoksalnie postępująca konsolidacja sektora finansowego jest m.in. efektem nowych regulacji dla branży, wprowadzonych w reakcji na kryzys przez administrację prezydenta Baracka Obamy, który w 2010 r. zapewniał, że na dalszą konsolidację nie pozwoli. Co było do przewidzenia, do zmian najłatwiej było się dostosować dużym instytucjom, dzięki czemu zyskały one kolejną przewagę konkurencyjną. To im przypadły też aktywa banków, które nie były „zbyt wielkie, by upaść". A pomoc udzielona przez Waszyngton czołowym kredytodawcom wzmocniła na rynkach przekonanie, że będą mogli na nią liczyć także w przyszłości. Wskutek tego mają oni dziś tańszy dostęp do kapitału niż pozbawione tej „polisy" instytucje.