Jak wynika ze statystyk Światowej Federacji Giełd, w I kwartale wartość handlu akcjami 324 spółek notowanych na połączonych w grudniu rosyjskich giełdach Micex i RTS wyniosła 118,5 mld USD. To o 19 proc. mniej niż rok wcześniej (ale, dla porównania, siedmiokrotnie więcej niż na GPW). Ale rosyjskie spółki nadal wolą sprzedawać akcje w Londynie, gdzie zainteresowanie nimi jest większe.
GDR wygodniejsze
W ciągu 30 dni, do połowy kwietnia, średnia wartość obrotu akcjami 10 największych rosyjskich spółek notowanych w Londynie wynosiła 1,2 mld USD, o 37 proc. więcej niż na ich rodzimej giełdzie.
– Wiele zagranicznych instytucji nie może bezpośrednio inwestować w Rosji z przyczyn technicznych lub braku zgody nadzorów. Żeby uzyskać ekspozycję na ten rynek, inwestują więc w notowane w Londynie czy Nowym Jorku GDR (certyfikaty odpowiadające akcjom spółki, zdeponowanym w instytucji, która może je bezpośrednio kupować od emitenta – red.). Ich zaletą jest też to, że są notowane na bezpieczniejszych z punktu widzenia regulacji rynkach i nominowane w dolarach lub funtach, czyli stabilniejszych walutach niż rubel – tłumaczy Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Qercus TFI. Wskazuje też na utrudnienie, jakim jest duża, zwłaszcza zimą, różnica czasu między Moskwą a Londynem i Nowym Jorkiem.
Ale władze Micex-RTS nie rezygnują z prób przyciągnięcia zagranicznego kapitału. Zachęcają m.in. spółki, które planują emisje akcji w Londynie lub jednocześnie Londynie i Moskwie, aby wybrały tylko Moskwę. Zainteresowani nimi inwestorzy nie mieliby wówczas wyboru. Ale jak dotąd efektów nie widać. Jedyna w tym roku rosyjska firma, która zdecydowała się na debiut – RusPetro – weszła na giełdę londyńską. W ub.r. postąpiło tak trzech z pięciu debiutantów, a jeden wybrał podwójne notowania.
Potrzebni krajowi gracze
– Połączenie dwóch konkurencyjnych parkietów to był pierwszy krok w stronę stworzenia z Moskwy światowego centrum finansowego. Aby giełda rosyjska zyskała na znaczeniu, potrzebne są dalsze kroki, m.in. usprawnienie rozliczeń transakcji, co dziś trwa pięć dni, i zmiana zasad rachunkowości oraz raportowania spółek, które daleko odbiegają od standardów międzynarodowych. A to melodia przyszłości – mówi Buczak.