Ostatnie sesje to wielkie sukcesy byków na amerykańskiej giełdzie. S&P 500 sforsował szczyt z marca br. (1419 pkt w cenach zamknięcia), którego znaczenie polega nie tylko na tym, że był to poziom najwyższy w tym roku, ale przede wszystkim na tym, że było to maksimum całego długofalowego trendu wzrostowego rozpoczętego jeszcze w marcu 2009 r.
Z punktu widzenia analizy technicznej sprawa jest jasna. Skoro rynek dał właśnie kolejny dowód siły, to można przyjąć założenie, że pozytywny trend będzie kontynuowany. Przynajmniej w teorii otworzyła się droga do szczytów hossy z października 2007 r., ustanowionych na długo przed wybuchem kryzysu finansowego w USA. Oczywiście wszystko może się zdarzyć i to założenie w którymś momencie może przestać być aktualne. Do tego potrzebne byłoby jednak pokonanie kluczowego poziomu wsparcia, za który obecnie uznać można dołek z początku czerwca (1278 pkt).
Jakże inaczej sytuacja wygląda na naszym rodzimym rynku akcji. Indeks WIG dopiero niedawno zdołał naruszyć górną granicę rocznego trendu bocznego, ale o dynamicznym wybiciu trudno póki co mówić. Powrót do szczytów z 2007 r. to na GPW bardzo odległa perspektywa.