– Rynek foreksowy przechodzi transformację i staje się coraz bardziej zautomatyzowany, co w oczywisty sposób powoduje, że jest też coraz bardziej konkurencyjny – powiedział Fabian Eliasson, szef działu sprzedaży walutowej w Mizuho Corp. Bank w Nowym Jorku. Ten sam proces dokonał się na rynku giełdowym 20 lat temu, kiedy handel przeniósł się na platformy elektroniczne, ograniczając zyski tradycyjnych domów maklerskich.
Począwszy od końca lat 90. handel akcjami zaczął się przenosić w sferę elektroniczną i stał się w dużej mierze zautomatyzowany. Spowodowało to wzrost obrotów, ale spadek zysków od każdej transakcji. Banki ograniczyły liczbę maklerów i sprzedawców, którzy wcześniej kusili klientów biletami na atrakcyjne wydarzenia sportowe i zapraszali na luksusowe kolacje.
– Transformacja rynku walutowego może zająć więcej czasu, ponieważ jest on słabiej uregulowany i bardziej zdecentralizowany, ale zmiany są nieuniknione – powiedział Richard Repetto, dyrektor w Sandler O'Neill + Partners. – Wszystko staje się bardziej transparentne i rynek walutowy nie może zatrzymać się na etapie lat 30. – dodał.
Rozwój handlu elektronicznego dokonuje się w momencie, w którym ogólny wolumen obrotów spada, ponieważ banki centralne interweniują, by ograniczyć wahania kursowe, redukując tym samym szanse dilerów na osiągnięcie zysków. Banki centralne utrzymują dodatkowo stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie, co ogranicza zainteresowanie tzw. carry trade, czyli transakcjami, w których inwestorzy pożyczają nisko oprocentowane waluty i kupują za nie te, które oferują wyższe zwroty.
Największy uszczerbek dla zysków jest spowodowany kurczącą się różnicą pomiędzy ofertami kupna i sprzedaży na rynku walutowym. Banki kwotują dwie ceny na waluty: tę, po której są skłonne kupić, i drugą, zazwyczaj wyższą, po której sprzedają. Jednak rosnąca konkurencja i ceny z różnych źródeł, które lądują na ekranach klientów, sprawiają, że banki są zmuszone zawężać ten przedział. – Branża stara się przede wszystkim utrzymać wolumen obrotów, ze szkodą dla marż – powiedział Jim Iorio, szef działu walutowego w Barclays, który rezyduje w Nowym Jorku.
Tłum. TK