Zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Finansów w nieruchomości może on ulokować nie więcej niż 5 proc. aktywów, a na koniec września w tym segmencie rynku miał 0,3 proc Najwięcej bo aż 60,3 proc. miał w akcjach, zaś 39,4 proc. w obligacjach.
Norweski fundusz już ma w portfelu nieruchomości w Londynie, Paryżu, Frankfurcie, Berlinie, Sheffield i Zurychu, gdzie kupił kompleks biurowy od banku Credit Suisse. Inwestuje konserwatywnie, głównie właśnie w centra biurowe w dużych miastach i galerie handlowe.
Coraz atrakcyjniejszy dla inwestorów staje się też amerykański rynek mieszkaniowy. Bank Goldman Sachs, który przetrwał ostatnie załamanie tego segmentu , częściowo dzięki grze instrumentami pochodnymi przeciwko kredytom subprime (niskiej jakości) teraz obstawia dalszą poprawę na rynku mieszkaniowym. Swoim klientom oferuje kontrakty ABX, które już mocno zyskały, ale mają pójść w górę jeszcze bardziej. Według Goldmana będzie można na nich zarobić więcej niż na akcjach firm budowlanych, których wartość w okresie 12 miesięcy prawie podwoiła się.
A jeszcze niedawno na rynku mieszkaniowym spodziewano się kolejnej katastrofy, fali zajęć domów przez banki z powodu nieregulowania przez właścicieli zobowiązań z tytułu zaciągniętego kredytu hipotecznego. Ciekawym przypadkiem jest kalifornijskie miast Stockton w pobliżu San Francisco. Wskaźnik przewłaszczenia domów jest tam najwyższy w całych Stanach Zjednoczonych, ale jednocześnie na rynku brakuje tam domów. W październiku do kupienia było tam 42 proc. domów mniej niż rok wcześniej i ceny rosną.
Dwa lata temu do przejmowania domów banki zniechęciły prowadzone przeciwko nim dochodzenia instytucji rządowych w związku z oskarżeniami o stosowanie bezprawnych praktyk przy tego rodzaju operacjach. Analitycy i naukowcy spodziewali się, że kiedy pożyczkodawcy uporają się z zaległościami i zarzutami pojawi się kolejna fala przejęć domów (foreclosure). Susan Wachter, profesor Wharton School przy University of Pennsylvania mówiła nawet o groźbie destabilizacji rynku.