Przepisy Bazylei III, nakazujące bankom m.in. utrzymywanie zdecydowanie wyższych niż przed kryzysem buforów kapitałowych, zatwierdzili w listopadzie 2010 r. liderzy 20 największych gospodarek (G20). Uzgodnili wówczas, że będą wdrażane stopniowo począwszy od 2013 r. Dziś wiadomo, że w większości krajów ten termin jest nierealny. W listopadzie oficjalnie odrzucili go regulatorzy z USA, nie podając nowego terminu. Jak tłumaczyli, otrzymali kilka tysięcy komentarzy dotyczących ustaw wdrażających zapisy Bazylei III i chcą się z nimi zapoznać.
W UE nowa data zaostrzenia regulacji bankowych też nie jest znana. Tylko we wtorek Andreas Dombret z rady wykonawczej niemieckiego banku centralnego zapewniał, że wdrożenie Bazylei III opóźni się nieznacznie, a Fabrizio Saccomanni z rady zarządzającej Banku Włoch mówił o całym roku.
Roczną zwłokę rekomenduje też m.in. Stowarzyszenie Bankowców Brytyjskich, które żali się, że niepewność co do ostatecznego kształtu wymogów stawianych bankom i terminu ich wprowadzenia utrudnia branży funkcjonowanie. Co jednak ciekawe, nie widać tego na giełdzie. W tym roku akcje europejskich banków zyskały więcej niż szeroki rynek.
Najwięcej wątpliwości budzą wymogi płynnościowe (LCR), nowość w zaleceniach Bazylei III. Miały one obowiązywać od 2015 r., nakazując instytucjom finansowym zwiększenie udziału łatwo zbywalnych aktywów w bilansach tak, aby mogły przez miesiąc przetrwać kryzys płynności. Za złagodzeniem LCR opowiadają się m.in. szefowie Europejskiego Banku Centralnego i Banku Anglii. Według nich w proponowanym kształcie zdławią one akcję kredytową i uderzą w gospodarkę.
Według nieoficjalnych doniesień na obradach w Bazylei regulatorzy rozważają rozszerzenie listy aktywów klasyfikowanych jako płynne. W obecnym kształcie Bazylea III faworyzuje papiery skarbowe, co nie podoba się krajom mającym niski dług publiczny, ale głęboki rynek innych instrumentów dłużnych, np. obligacji zabezpieczonych kredytami hipotecznymi. Sektor bankowy chciałby, aby za płynne uznano też niektóre akcje.