Rząd premiera Shinzo Abe na potrzeby kampanii wyborczej zmienia ton wypowiedzi w kwestii jena, gdyż słabsza waluta szkodzi gospodarce poszczególnych regionów Kraju Kwitnącej Wiśni. Wprawdzie rządząca Partia Liberalno - Demokratyczna nie rezygnuje z polityki zmierzającej do pobudzania inflacji skutkującej rekordowym stymulowaniem koniunktury i spadkiem kursu jena o 20 proc. w okresie dwóch lat, ale ostatnio pojawiły się komentarze wskazujące na potrzebę zahamowania dalszej deprecjacji japońskiej waluty.
Minister gospodarki Akira Amari oświadczył w tym tygodniu, iż nadmiernie osłabiony jen byłby oderwany od fundamentów. Jednak jednocześnie podkreślił on, że bilans dotychczasowej deprecjacji jest korzystny dla kraju.
Zauważono też, że na oficjalnej stronie internetowej resortu finansów nie znalazł się komentarz jego szefa Taro Aso o korzyściach wynikających ze słabszego jena.
- Nie sądzę, aby proinflacyjna polityka była szkodliwa, lecz mamy problem w związku z wyborami do władz lokalnych, które odbędą się już za dwa miesiące - przyznał Masahiko Shibayama, odpowiedzialny za kwestie finansowe w Partii Liberalno-Demokratycznej. Obawia się, że jeśli Japonia będzie akcentowała kontynuację monetarnego luzowania jen mógłby osłabić się zbyt mocno.
Pojawiły się też sygnały świadczące o dyskusji na ten temat w banku centralnym. Niektórzy jego przedstawiciele obawiają się, że w obecnej sytuacji dalsze proinflacyjne stymulowanie koniunktury przyniosłoby odwrotne skutki od zamierzonych w postaci mocniejszego spadku notowań jena.