Poprzednio, kiedy apetyt Chin na surowce wydawał się nie do zaspokojenia a od tego zależały ceny surowców, odpowiedzialni za rynki wschodzące przedstawiciele nowojorskiego funduszu Stone Harbor Investment Partners odwiedzali te państwa dwa razy do roku, natomiast w minionym półroczu już czterokrotnie pofatygowali się do Brazylii odwiedzając również Kolumbię, Meksyk, Wenezuelę, Polskę i Malezję.
- Znajdujemy się w takiej fazie cyklu, kiedy gospodarki hamują, a rządy muszą podejmować trudne decyzje - wskazuje Pablo Casilino, szef zespołu Stone Harbor, a jednocześnie zarządzający aktywami tego funduszu, który ma w portfelu dług emerging markets o wartości około 42 miliardów dolarów. Pablo Casilino podkreśla, że takie sytuacje jak obecnie wymagają większej obecności na miejscu by zrozumieć to co się tam dzieje.
Inwestorzy różnymi sposobami próbują zgłębić zawiłości lokalnej polityki. Sammy Simnegar, zajmujący się selekcją akcji do portfela Fidelity Investments część czasu poprzednio konsumowanego przez analizy raportów finansowych korporacji teraz poświęca na konferencje dotyczące brazylijskiej i tureckiej polityki.
Dwa lata temu Simon Quijsano-Evans , główny strateg Commerzbanku na rynkach wschodzących w swoich rekomendacjach zaczął uwzględniać miejsce danego kraju w rankingu korupcji bądź udział kobiet we władzach spółek.
Zmiana taktyki inwestycyjnej wynika z przetasowań na emerging markets i problemów jakie rodzą tanie surowce, spadek rozporządzalnego dochodu konsumentów, czy zwiększona niestabilność polityczna. W Chinach, drugiej gospodarce świata, słabnie tempo PKB, fundusze państwowe pozbywają się ryzykownych aktywów, nasila się terroryzm i kryzys imigracyjny, a Stany Zjednoczone przestały już odgrywać rolę globalnego policjanta. Do 2010 roku referencyjny indeks akcji rynków wschodzących przez osiem lat średnio zyskiwał 22 proc., a od tego czasu jest średnio 4 proc. pod kreską.