To nie Brexit jest największym zagrożeniem dla europejskich rynków. Potencjalnie większą siłę rażenia może mieć tsunami wywołane przez włoski kryzys bankowy. Inwestorzy zaczynają sobie uświadamiać, że wielkie problemy tej branży były dotąd głównie zamiatane pod dywan. Włoskie banki zmagają się z problemem złych długów wartych łącznie około 360 mld euro, czyli 18 proc. ich portfela kredytowego, z czego 198 mld euro przypada na „sofferenze", czyli pożyczki najgorszej jakości. Tymczasem kapitalizacja wszystkich banków notowanych na giełdzie w Mediolanie spadła poniżej 60 mld euro. Od początku roku branżowy indeks FTSE Italia Banks stracił ponad 50 proc. Akcje Banca Monte dei Paschi di Siena, najstarszego europejskiego pożyczkodawcy i zarazem banku znajdującego się w epicentrum obaw inwestorów (również ze względu na afery finansowe, które wybuchały w nim w ostatnich latach), straciły w tym czasie ponad 70 proc. Przy kapitalizacji wynoszącej około 1 mld euro bank ten ma w swoim portfelu złe długi warte aż 47 mld euro. Papiery banku Intesa Sanpaolo zniżkowały od początku roku o 35 proc., a UniCreditu o 57 proc. Drugi z tych banków sprzedał w tym tygodniu 10 proc. udziałów polskiego Pekao.
Co prawda niemiecka kanclerz Angela Merkel zapewniała ostatnio, że kryzysu we włoskim sektorze bankowym da się uniknąć, ale Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że zła sytuacja w bankowości przyczyni się do tego, że włoski PKB do połowy przyszłej dekady może nie wrócić na poziom sprzed 2008 r. Trzecią pod względem wielkości gospodarkę strefy euro czekają więc dwie stracone dekady. To Włochy, a nie o wiele mniejsza Grecja, mogą się okazać dla Eurolandu bombą z opóźnionym zapłonem.
– Euro Stoxx Banks, zbiorczy indeks europejskich banków, znalazł się poniżej poziomów z 2011 roku, kiedy mieliśmy do czynienia z poważnym kryzysem w strefie euro, która wtedy mogła się nawet rozpaść. Co ciekawe, w całej swojej historii indeks niżej notowany był tylko w 1987 roku – na poziomie 79 punktów – wskazują Daniel Kostecki i Mateusz Adamkiewicz, analitycy HFT Brokers.
Niebezpieczny mechanizm bail-in
Teoretycznie kwestia włoskich banków powinna być już dawno rozwiązana. Wszak istnieje mechanizm ratowania pożyczkodawców w strefie euro. Problem jednak w tym, że jego zastosowanie ściśle według określonych reguł mogłoby przynieść poważne straty gospodarcze i doprowadzić do upadku włoskiego rządu. Unijny mechanizm przewiduje bowiem, że zanim rząd przekaże bankom środki potrzebne na rekapitalizację, straty muszą ponieść posiadacze podporządkowanego długu banków (tzw. mechanizm bail-in). We Włoszech posiadanie tego typu obligacji długo było jednak popularną formą oszczędzania. Posiadaczami ich jest ponad 60 tys. włoskich inwestorów indywidualnych. Mają oni w swoich portfelach m.in. obligacje banku Monte Paschi warte łącznie ponad 5 mld euro. Zastosowanie mechanizmu ratowania banków według unijnej recepty doprowadziłoby wielu z tych ludzi do ruiny. Gdy pod koniec zeszłego roku restrukturyzowano kilka małych banków, pieniądze straciło tysiące ludzi i doszło do dużych protestów społecznych. Emeryt z miejscowości Civitavecchia popełnił samobójstwo, gdy stracił 100 tys. euro na długu podporządkowanym Banca Etruria. – Emeryt zabija się dlatego, że przez Banca Etruria i nieobecny rząd stracił oszczędności życia. To państwowe samobójstwo – komentował tę sprawę Matteo Salvini, deputowany Ligi Północnej.
Gdyby lewicowy rząd Matteo Renziego zdecydował się na mechanizm bail-in w przypadku dużych banków, protesty społeczne i straty poniesione przez drobnych inwestorów byłyby dużo większe. Pogorszyłyby się też nastroje przedsiębiorców i konsumentów, co dodatkowo osłabiłoby wzrost gospodarczy we Włoszech. Ekipa Renziego od kilku tygodni stara się więc przekonać Europejski Bank Centralny i Komisję Europejską, by odstąpić od zastosowania mechanizmu bail-in. Szuka kruczków prawnych, by uniknąć sytuacji, w której straty ponieśliby drobni inwestorzy. Decydenci z Brukseli i Frankfurtu nie chcą jednak iść na szybkie ustępstwa. A to niepokoi inwestorów.