Korona szwedzka straciła przez ostatni miesiąc ponad 4 proc. wobec dolara. Spośród wszystkich liczących się walut świata mocniejszej deprecjacji (wynoszącej ponad 6 proc.) doświadczyło w tym okresie jedynie peso kolumbijskie. Od początku tego półrocza szwedzka waluta straciła wobec amerykańskiej ponad 5 proc., czyli tylko nieco mniej niż funt brytyjski czy lira turecka. Winą za osłabienie korony jest głównie obarczany Riksbank, czyli bank centralny Szwecji, który prowadzi luźną politykę.
Riksbank utrzymał na ostatnim posiedzeniu swoją główną stopę procentową na poziomie minus 0,5 proc. Był on jednym z pionierów negatywnych stóp procentowych na świecie, a część analityków spodziewa się, że na grudniowym posiedzeniu obetnie on główną stopę do minus 0,6 proc. Po swoim posiedzeniu z końca października Riksbank wydał zresztą komunikat mówiący, że prawdopodobieństwo obniżki stóp procentowych się zwiększyło.
– To prawdopodobnie najbardziej „gołębi" bank centralny na świecie. Jesteśmy zdziwieni słabością korony, ale nie da się walczyć z rynkiem – twierdzi Ian Johnson, strateg z firmy Roubini Global Economics.
Polityka Riksbanku wywołuje w Szwecji dużo krytyki. Ekonomiści wskazują m.in., że stała się ona szkodliwa dla szwedzkich importerów. – Ta polityka zostawi nas z krajobrazem zombi, a korony szwedzkie zarabiane przez spółki zamienią się w konfetti. Długoterminowe konsekwencje takich działań będą rozmaite. Brak produktywności, zły kapitał wypierający dobry... To wszystko dotknie wzrostu gospodarczego w długim terminie – narzeka Henrik Unell, główny analityk banku Nordea.
Stefan Ingves, prezes Riksbanku, przekonywał jednak w czwartek na konferencji w Helsinkach, że deprecjacja korony nie niepokoi jego banku. – Taki poziom kursu oznacza, że łatwiej nam będzie pobudzić inflację, więc uznajemy, że jest w porządku – stwierdził Ingves.