Zlikwidowano w tym czasie ponad 16 tys. oddziałów – według danych banku centralnego. Tendencja ta utrzymywała się także w pierwszym kwartale bieżącego roku, kiedy zamknięto kolejne 400 oddziałów.
W ciągu minionej dekady dość radykalnie zmienił się zatem krajobraz hiszpańskiego sektora bankowego. W tym czasie borykał się on ze skutkami zapaści na tamtejszym rynku mieszkaniowym, których kulminacja przypada na 2012 r. Rząd dostał wtedy 41 mld euro na wsparcie przeżywających kłopoty banków. Warunki tej pomocy wywołały falę konsolidacji i wyrzuciły z rynku tzw. zombie banki, a więc instytucje sztucznie podtrzymywane przy życiu.
Ale nawet po tej operacji oczyszczającej system, wiele banków nie zrezygnowało z dalszej redukcji kosztów. Zmuszają je do tego nowe przepisy zwiększające wymogi kapitałowe, spadek przychodów spowodowany rekordowo niskimi stopami procentowymi i wreszcie nadal słaba koniunktura w budownictwie.
A poza tym hiszpańska bankowość ma jeszcze spore rezerwy, bo jest tam o wiele więcej oddziałów niż w innych krajach strefy euro w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Średnia dla tego regionu to niecałe 30 oddziałów na 100 tys. dorosłych mieszkańców, a w Hiszpanii jest ich około 70.