W książce „Misbehaving" wspomina pan opór, z jakim ekonomia behawioralna spotykała się wśród ekonomistów głównego nurtu. Czy dziś, po 40 latach rozwoju, jest ona powszechnie akceptowana?
Nie jestem gotów ogłosić, że misja została zakończona. Podejście behawioralne jest powszechne w ekonomii, a wyniki prowadzonych w tym duchu badań są publikowane we wszystkich czołowych periodykach ekonomicznych. W tym sensie ekonomia behawioralna jest elementem głównego nurtu. Ale nie znajduje to jeszcze odzwierciedlenia w podręcznikach ekonomii, które zwykle nie nadążają za postępem w nauce.
Ekonomiści bankowi i analitycy finansowi bardzo chętnie powołują się na rozmaite wskaźniki nastrojów konsumentów, przedsiębiorstw i inwestorów. Czy to jest świadectwo zakorzenienia się ekonomii behawioralnej?
Wskaźniki nastrojów są używane od dawna, nie wiem, czy powstały pod wpływem ustaleń ekonomistów behawioralnych. Zgadzam się natomiast z tym, że w biznesie i w kręgach finansowych nigdy tak naprawdę nie przyjmowano podważanych przez nas założeń, że ludzie są racjonalni, a rynki efektywne. To tylko akademiccy ekonomiści opierali się temu, co powinno być oczywiste: że świat składa się z ludzi, którzy niekiedy kierują się emocjami, często popełniają błędy i mają problemy z samokontrolą.
Z tego powodu ekonomia behawioralna jest niekiedy postrzegana jako pasożyt, który żeruje na tym, że ekonomiści głównego nurtu przyjmują uproszczone, a więc siłą rzeczy nierealistyczne, założenia.