Ekonomia z ludźmi w roli głównej

Skrót wywiadu z „Parkietu" z 12–13 września 2015 r. RICHARD THALER ekonomista z Uniwersytetu Chicagowskiego

Publikacja: 10.10.2017 06:00

Ekonomia z ludźmi w roli głównej

Foto: PAP/EPA

W książce „Misbehaving" wspomina pan opór, z jakim ekonomia behawioralna spotykała się wśród ekonomistów głównego nurtu. Czy dziś, po 40 latach rozwoju, jest ona powszechnie akceptowana?

Nie jestem gotów ogłosić, że misja została zakończona. Podejście behawioralne jest powszechne w ekonomii, a wyniki prowadzonych w tym duchu badań są publikowane we wszystkich czołowych periodykach ekonomicznych. W tym sensie ekonomia behawioralna jest elementem głównego nurtu. Ale nie znajduje to jeszcze odzwierciedlenia w podręcznikach ekonomii, które zwykle nie nadążają za postępem w nauce.

Ekonomiści bankowi i analitycy finansowi bardzo chętnie powołują się na rozmaite wskaźniki nastrojów konsumentów, przedsiębiorstw i inwestorów. Czy to jest świadectwo zakorzenienia się ekonomii behawioralnej?

Wskaźniki nastrojów są używane od dawna, nie wiem, czy powstały pod wpływem ustaleń ekonomistów behawioralnych. Zgadzam się natomiast z tym, że w biznesie i w kręgach finansowych nigdy tak naprawdę nie przyjmowano podważanych przez nas założeń, że ludzie są racjonalni, a rynki efektywne. To tylko akademiccy ekonomiści opierali się temu, co powinno być oczywiste: że świat składa się z ludzi, którzy niekiedy kierują się emocjami, często popełniają błędy i mają problemy z samokontrolą.

Z tego powodu ekonomia behawioralna jest niekiedy postrzegana jako pasożyt, który żeruje na tym, że ekonomiści głównego nurtu przyjmują uproszczone, a więc siłą rzeczy nierealistyczne, założenia.

Taka krytyka jest wyrazem niezrozumienia celów ekonomii behawioralnej! Nigdy nie próbowaliśmy obalić standardowej teorii ekonomii i budować tej nauki od nowa. To byłaby głupota. Standardowe narzędzia ekonomii, jak krzywe popytu i podaży, są bardzo przydatne w modelowaniu zjawisk ekonomicznych. Ekonomiści behawioralni starają się jedynie wzbogacić te modele, aby były bardziej realistyczne i przez to dawały celniejsze prognozy. To tak jak w fizyce: zaczyna się od analizowania, jak coś działa w próżni, ale potem dodaje się tarcie.

Niedawno miałem okazję spytać o ocenę dorobku ekonomii behawioralnej Finna Kydlanda, jednego z twórców teorii racjonalnych oczekiwań. Powiedział, że ustalenia behawiorystów nie przekreślają tej teorii, bo mają czysto negatywny charakter. W jego ocenie ekonomia głównego nurtu, choć bazuje na nierealistycznych założeniach, oferuje ramy teoretyczne pozwalające wyjaśniać wiele zjawisk ekonomicznych.

Zgadzam się, że nadszedł czas, aby ekonomiści behawioralni zaczęli poważnie traktować makroekonomię. Dotąd bowiem koncentrowaliśmy się na mikroekonomii, stąd wrażenie, że nasze ustalenia mają czysto negatywny charakter. Jednocześnie, wbrew temu, co mówi Kydland, zdolność ekonomii głównego nurtu do tłumaczenia szerokiego spektrum zjawisk ekonomicznych jest ograniczona. Nie oferuje ona np. satysfakcjonującego wyjaśnienia, dlaczego zdarzają się długie okresy wysokiego bezrobocia, jak po Wielkim Kryzysie lub w ostatnich latach. Cena pracy powinna w takiej sytuacji spaść, żeby oczyścić rynek. Ale płace nie maleją. Ekonomia głównego nurtu ma też trudności z wytłumaczeniem coraz częstszych baniek spekulacyjnych kończących się krachami. Tylko w ostatnich 15 latach doszło do bańki internetowej, potem nieruchomościowej, a teraz w czasie rzeczywistym obserwujemy pękanie bąbla na chińskiej giełdzie. Dla baniek i krachów nie ma miejsca w ekonomii głównego nurtu, tak jak nie ma go dla ogromnej zmienności, którą obserwujemy na rynkach.

rozmawiał grzegorz siemionczyk

Gospodarka światowa
Palantir mocno zyskuje na wartości i korzysta z rządów Trumpa
Gospodarka światowa
Xi Jinping nie chce, by producenci aut elektrycznych cięli ceny
Gospodarka światowa
Sztuczna inteligencja potrzebuje złota
Gospodarka światowa
Zbyt duży optymizm?
Gospodarka światowa
Nominacje mogą uderzyć w dług
Gospodarka światowa
W jakiej kondycji jest obecnie gospodarka ukraińska?