W październiku kraj rządzony przez Recepa Tayyipa Erdogana odnotował wzrost inflacji silniejszy, niż oczekiwano – ceny wzrosły o 25,2 proc. rok do roku. Sprzęt gospodarstwa podrożał w skali roku najsilniej – o 38 proc. Koszty transportu wzrosły o 32 proc., a żywność i napoje, które odpowiadają za jedną czwartą koszyka towarów używanych do mierzenia inflacji, zdrożały o 32 proc. Inflacja bazowa, która eliminuje zmienne czynniki takie jak ceny energii i żywności, była podobnie wysoka.
Jak tłumaczą ekonomiści, inflację w dużej mierze napędza kryzys walutowy, przez który wartość tureckiej liry spadła o ponad 40 proc. w stosunku do dolara od początku roku. Deprecjacja waluty była kluczowym czynnikiem, ale inne problemy, w tym obawy o niezależność banku centralnego i kryzys dyplomatyczny z USA, nie pozostały bez wpływu na wzrost cen.
Jason Tuvey, starszy ekonomista ds. rynków wschodzących w Capital Economics, uważa, że stopa inflacji w Turcji osiągnęła szczyt, a co za tym idzie, bank centralny nie będzie dalej podwyższać stóp procentowych. – Ponieważ inflacja zacznie gwałtownie spadać w połowie przyszłego roku, uważamy, że kolejnym ruchem będzie obniżenie stóp procentowych. Spodziewamy się, że jednotygodniowa stopa repo (czyli główna stopa procentowa w Turcji – red.) zostanie obniżona z 24 proc. obecnie do 20 proc. do końca przyszłego roku – powiedział Tuvey.
Po tym, gdy w sierpniu agencja S&P obniżyła rating kredytowy Turcji do poziomu śmieciowego, oczekuje się, że w 2019 r., kraj ten pozostanie pogrążony w recesji. Agencja tłumaczyła obniżkę ratingu tym, że skrajna niestabilność tureckiej liry i wynikająca z niej przewidywana ostra korekta bilansu płatniczego podkopie gospodarkę Turcji. Według S&P w przyszłym roku kraj czeka spadek PKB.