Wygląda na to, że socjaldemokratyczny hiszpański rząd Pedro Sáncheza nie zdąży nawet przenieść trumny gen. Franco z bazyliki w podmadryckiej Dolinie Poległych. Ten kontrowersyjny gabinet doszedł do władzy w czerwcu 2018 r., po tym gdy centroprawicowy premier Mariano Rajoy (przywódca Partii Ludowej) stracił poparcie w parlamencie. Sánchez i jego lewicowa partia PSOE zbudowali wówczas mniejszościowy gabinet utrzymujący się przy władzy dzięki poparciu katolońskich separatystów i radykalnie lewicowej partii Podemos. Rząd Sáncheza podniósł płacę minimalną aż o 22 proc., do 900 euro i rozpoczął największy od dekady program zatrudnienia w sektorze publicznym. Próbował wycofywać się z niepopularnej, realizowanej przez poprzednie rządy polityki oszczędności fiskalnych. Zdecydował się jednak również na podobnie niepopularne liberalne podejście do polityki imigracyjnej. Ostatecznie poniósł klęskę, gdyż nie mógł już współpracować z katalońskimi separatystami, którzy wysuwali coraz ostrzejsze postulaty (i przy okazji rozbudzili falę hiszpańskiego patriotyzmu). W zeszłym tygodniu rząd Sáncheza przegrał głosowanie w sprawie budżetu. Nowe wybory rozpisano na 28 kwietnia i jak na razie sondaże pokazują, że mogą one dać władzę prawicy. Socjaliści mają 24-proc. poparcie, a Podemos 15-proc. Partia Ludowa może liczyć na 21 proc., liberalna partia Ciudadanos na 18 proc., a nacjonalistyczne stronnictwo Vox na ponad 10 proc. Te trzy ostatnie partie mają szansę na utworzenie koalicji rządowej, zwłaszcza że rządzą już w tej konfiguracji w regionie Andaluzji (w którym odebrano socjalistom władzę po raz pierwszy od 1976 r.). Premierem może zostać 38-letni przywódca Partii Ludowej Pablo Casado. To scenariusz, który może spodobać się inwestorom, ale raczej nie Angeli Merkel...
Odporna gospodarka
Reakcja rynku na upadek rządu Sáncheza i rozpisanie nowych wyborów była dosyć spokojna. Rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich dochodziła w zeszłym tygodniu do 1,26 proc., by w połowie tego tygodnia zejść do 1,22 proc. Znajdowała się więc w pobliżu najniższego poziomu od kwietnia 2018 r. To co prawda poziom większy niż na jesieni 2016 r. (0,9 proc.), ale w historycznym kontekście jest on wciąż bardzo niski. Na początku 2014 r. dochodził on przecież do 3,5 proc., a w 2012 r. zbliżał się do 7 proc. Rentowności hiszpańskich obligacji zostały w ostatnich latach zbite głównie przez ultraluźną politykę Europejskiego Banku Centralnego, ale swoje zrobiły też reformy przeprowadzane w czasach rządów Partii Ludowej. Hiszpański przemysł zdołał załapać się na eksportowe ożywienie, a gospodarka rozwijała się już 21 kwartałów z rzędu. Wzrost PKB Hiszpanii był często wyższy niż wzrost dla całej strefy euro. W 2018 r. wyniósł on 2,5 proc., a Bank Hiszpanii prognozuje, że w tym roku sięgnie on 2,2 proc., co będzie bardzo dobrym wynikiem na tle Europy Zachodniej. Socjalistyczny rząd Sáncheza rządził zbyt krótko, by poważnie zaszkodzić gospodarce, ale za to zdołał jej zapewnić impuls fiskalny, który przyspieszył wzrost PKB w czwartym kwartale do 0,7 proc. kw./kw. Inwestorzy nie boją się więc o hiszpańską gospodarkę, a to przekłada się na niskie rentowności obligacji rządowych. Widać pod tym względem duży kontrast z pogrążonymi w recesji Włochami, gdzie rentowność dziesięciolatek przekraczała w połowie tego tygodnia 2,8 proc.
– Hiszpania powinna osiągać w bliskiej przyszłości zdecydowanie lepsze wyniki gospodarcze niż Włochy, gdyż wypada lepiej pod względem niemal wszystkich głównych wskaźników. Jej średni wzrost PKB od 2000 r. wynosił 1,9 proc., gdy we Włoszech wyniósł jedynie 0,4 proc. Hiszpański dług publiczny wynosi 97 proc. PKB, gdy włoski 132 proc. Wszystkie wskaźniki konkurencyjności poprawiły się dużo bardziej w Hiszpanii niż we Włoszech. Co prawda bezrobocie w Hiszpanii (14,3 proc.) jest wyższe niż we Włoszech (10,3 proc.), ale zatrudnienie zwiększyło się o 2,4 pkt proc. w Hiszpanii przez ostatnie pięć lat, gdy we Włoszech tylko o 0,9 pkt proc. Ponadto hiszpańskie banki są w dużo lepszej kondycji niż włoskie. Dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego pokazują, że w połowie 2018 r. złe długi stanowiły 4 proc. całkowitego portfela kredytowego hiszpańskich banków, gdy w przypadku włoskich 10 proc. – twierdzi Andrew Kenningham, ekonomista firmy badawczej Capital Economics.
Czy jednak pogorszenie koniunktury na rynkach eksportowych i spowolnienie dotykające strefę euro nie zaszkodzi mocno Hiszpanii? – Oczywiście Hiszpania nie będzie odporna na spowolnienie dotykające strefę euro i gospodarkę globalną, ale spodziewamy się, że i tak osiągnie wzrost gospodarczy wynoszący w tym roku 2 proc., a w przyszłym 1,5 proc. – dodaje Kenningham.
– Słabsze środowisko zewnętrzne sprawi, że hiszpański wzrost gospodarczy zwolni w tym roku w okolice 2 proc. Jeśli doszłoby do politycznego impasu, mogłoby to dodatkowo zaszkodzić gospodarce. Z drugiej strony jednak to, że gospodarka jest w lepszym stanie, sprawia, że napięcia polityczne są mniej groźne niż kilka lat temu. Nie można wykluczyć wzrostu rentowności hiszpańskich obligacji, ale nie pójdą one w górę zbyt mocno – prognozuje Steven Trypsteen, ekonomista z ING.