– Będziemy mieć przeprowadzony brexit 31 października. Wykorzystamy wszystkie możliwości, które daje nam nowy duch optymizmu. I znów będziemy wierzyć w siebie i w to, co możemy zrobić, i tak jak jakiś przebudzony gigant powstaniemy i zerwiemy okowy niewiary we własne siły oraz pesymizmu – stwierdził Boris Johnson w swoim przemówieniu po zwycięstwie w wyborach na nowego przywódcę Partii Konserwatywnej. Zajął w rezydencji premiera przy Downing Street 10 miejsce po Theresie May, dotychczasowej szefowej rządu, która nie potrafiła poradzić sobie z meandrami brexitu (i chyba nie była przekonana do idei wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z UE). Johnson reprezentuje zupełnie inny typ polityka. Ten mający nadmiar energii i łaknący uwagi mediów polityczny celebryta porównywany jest z Donaldem Trumpem. I nie chodzi tylko o jego charakterystyczną fryzurę. Nick Clegg, były wicepremier reprezentujący liberałów, nazwał go nawet „Trumpem ze słownikiem". Johnson potrafi wysublimowanym, acz barwnym, językiem przekazywać idee, które nie podobają się dużej części establishmentu. W latach 90. jako korespondent „Daily Telegraph" w Brukseli był jednym z ulubionych dziennikarzy premier Margaret Thatcher i przyczynił się do zdobycia popularności idei eurosceptycznych wśród konserwatystów. Robił to wbrew głównemu nurtowi własnej partii. I wbrew partyjnemu mainstreamowi rozkręcał udaną probrexitową kampanię przed referendum z czerwca 2016 r. Wielka Brytania ma wreszcie premiera, który naprawdę wierzy w brexit. Ci, którzy ponad trzy lata temu głosowali za wyjściem z UE, poczuli nowy wiatr w żagle. Spora część środowisk bizensowych może jednak się niepokoić. Ryzyko twardego brexitu przecież poważnie wzrosło.
Propozycje do rozmów
Przez ostatnie trzy miesiące funt stracił 3 proc. wobec euro, a w zeszłym tygodniu kurs spadł poniżej 1,11 euro za 1 GBP, czyli najniżej od grudnia. Kurs wobec dolara zbliżał się do 1,24 USD, czyli najniższego poziomu od ponad dwóch lat. Po zwycięstwie Johnsona w wewnątrzpartyjnych wyborach brytyjska waluta nieco jednak odreagowała spadki. Rynek uznaje więc, że ryzyko bezumownego brexitu rzeczywiście istnieje, ale liczy na to, że pewnie nie będzie aż tak źle i nowy premier jakoś dogada się z nową Komisją Europejską. Analitycy UBS wskazują np., że rynek ocenia ryzyko twardego brexitu na 50 proc., a ich zdaniem obawy te są mocno przesadzone.
„Nawet jeśli premier Johnson chce przeprowadzić bezumowne wyjście z UE, to ma do pokonania szereg barier. Partia Konserwatywna nie posiada większości w parlamencie wystarczającej do przepchnięcia preferowanej przez niego opcji. Partia nie jest też zjednoczona, a wielu wiodących parlamentarzystów, takich jak były prokurator generalny Dominic Grieve, sprzeciwia się bezumownemu brexitowi. (...) Zaledwie kilku deputowanych opozycyjnej Partii Pracy mogłoby poprzeć bezumowny brexit, a przywództwo partyjne opowiada się teraz za nowym referendum. Mówią w skrócie: premier się zmienia, ale nie skład Izby Gmin i nie jej przewodniczący John Bercow" – pisze Mark Haefle, dyrektor inwestycyjny w UBS Wealth Management. Jego zdaniem najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że parlament zmusi premiera do przesunięcia terminu brexitu.
Część analityków wskazuje jednak, że Johnson może się okazać dużo sprawniejszy w kwestii brexitu od Theresy May. Przede wszystkim nie będzie próbował on narzucać kompromisu z Brukselą, który nie podoba się żadnej frakcji w Partii Konserwatywnej. Nawet jeśli będzie musiał pójść na ustępstwa, to może je umiejętnie przedstawić zwolennikom brexitu jako warunki konieczne do upragnionego wyjścia z UE. – Boris Johnson, w odróżnieniu od Theresy May, nie będzie musiał walczyć z opozycją w postaci obozu brexitowego. Może więc mu łatwiej przepchnąć umowę o wyjściu z UE przez parlament – twierdzi Achim Wambach, szef niemieckiego instytutu ekonomicznego ZEW.
Oczywiście ta gra toczy się nie tylko w Londynie, ale również w Brukseli. Odchodząca Komisja Europejska, kierowana przez Jeana-Claude'a Junckera, była mało elastyczna w negocjacjach z Londynem. Czy Komisja kierowana przez Ursulę von den Leyen będzie bardziej skłonna do ugody? Boris Johnson chce zaproponować unijnym władzom okres przejściowy po brexicie, w którym będą obowiązywały zerowe cła w handlu pomiędzy UE a Wielką Brytanią. Ma to ułatwić biznesowi dostosowanie się do nowych warunków. Johnson twierdzi również, że da się utrzymać otwartą i pozbawioną barier granicę z Irlandią, nawet jeśli nie zostanie przyjęty tzw. irlandzki bezpiecznik (czyli rozwiązanie przewidujące, że Irlandia Płn. będzie pod wieloma względami częścią unijnego wspólnego rynku podległą brukselskim regulacjom). Nowy brytyjski premier sugerował również, że może wykorzystać groźbę nieuregulowania rachunku za wyjście z UE wartego 39 mld funtów, by skłonić Brukselę do poważnych rozmów.