Spadek popytu na ropę w związku z pandemią w połączeniu z brakiem ograniczenia produkcji przez nieistniejacy już OPEC+ spowodował, że na rynku występuje problem z nadpodażą, a firmy nie mają gdzie trzymać surowca. Efektem tego jest spadek ceny niektórych gatunków nawet poniżej... zera.
Ropa po ujemnej cenie
Początek roku z pewnością nie należał do ropy, której cena jest obecnie najniższa od 18 lat. Czwartek przyniósł jednak odreagowanie, na co wpływ miały słowa Donalda Trumpa, który liczy na zakończenie sporu między Rijadem a Moskwą. Jednak nawet mimo czwartkowego 10-proc. wystrzału cen ropy notowania gatunku WTI od początku roku spadły o 63 proc., do 22 USD, a gatunek Brent staniał o 59 proc., do 26,5 USD za baryłkę.
Problemem jest fakt, że żaden z liczących się producentów ropy nie ogranicza produkcji, co prowadzi do nadpodaży.
– Rynek zaczyna sygnalizować, że nie tylko nie ma popytu na ropę, ale wkrótce nie będzie gdzie jej składować – powiedział Jeff Wyll, analityk z firmy Neuberger Berman.
Specjaliści zwracają uwagę, że magazyny, rafinerie, terminale, statki i rurociągi mogą wkrótce osiągnąć maksymalną pojemność. Takiej sytuacji nie było na świecie od ponad 20 lat.