Cena ropy gatunku Brent traciła w poniedziałek o wiele słabiej, bo tylko o ponad 6 proc. Jej cena spadła poniżej 27 USD za baryłkę a od początku roku zmniejszyła się o ponad 60 proc. Wciąż była nieco wyżej od dołka z marca, gdy dochodziła do 24 USD. Sytuacja na rynku jest więc nadal daleka od stabilizacji, pomimo tego, że Arabia Saudyjska, Rosja oraz inne kraje OPEC+ niedawno porozumiały się w sprawie skoordynowanych cięć w produkcji wynoszących 9,7 mln baryłek dziennie.
Jednym z powodów poniedziałkowej przeceny na rynku naftowym było to, że we wtorek wygasają kontrakty terminowe na ropę WTI na maj.
- Są traderzy na rynku, którzy chcą handlować tylko kontraktami, więc dokonają rolowania. To oznacza, że sprzedadzą kontrakty na maj i kupią na czerwiec. Są też jednak traderzy, którzy kupują dla klientów chcących handlować fizyczną ropą. Poczekają oni do wygaśnięcia kontraktu - twierdzi Daniel Hynes, strateg z banku ANZ.
Inwestorów niepokoi głównie to, że w amerykańskich rafineriach rosną zapasy ropy do przetworzenia i pojawiają się problemy z miejscem do ich składowania. Rośnie też ilość ropy składowanej na tankowcach. Sięgnęła już ona 160 mln baryłek. Podczas recesji z 2009 r. składowano w ten sposób nieco ponad 100 mln baryłek surowca, by później towar ten kierować stopniowo na rynek, wraz z pojawianiem się oznak ożywienia gospodarczego.
Analitycy S&P Global Platts szacują, że w kwietniu globalny popyt na ropę był o 29 mln baryłek dziennie mniejszy niż rok wcześniej. Spadał on do poziomu podobnego jak w 1995 r. a nadpodaż ropy na rynku wynosi obecnie około 9 mln baryłek dziennie.