Całe pierwsze półrocze było jednak dla niego najsłabsze od wybuchu poprzedniego globalnego kryzysu. Choć S&P 500 odbił się od dołka z marca o prawie 40 proc., to na koniec czerwca był o 4 proc. niżej niż na początku roku. Tylko nieliczne indeksy giełdowe z całego świata znalazły się w tym czasie wyżej niż na początku. A niepewność dotycząca zachowania giełd w drugim półroczu jest wciąż bardzo duża.
Prawdopodobnie nigdy jeszcze w historii zdania analityków nie były tak podzielone co do tego, gdzie będzie S&P 500 na koniec roku. Z badań firmy Sundial Capital Research wynika, że odchylenie standardowe w prognozach strategów dla tego indeksu wynosi aż 247 pkt. W zeszłym roku sięgało 183 pkt, a w kryzysowym 2008 r. wynosiło 107 pkt.
W porównaniu z wartością indeksu z końca czerwca odchylenie wynosi 8 proc., czyli najwięcej od 2009 r. (gdy sięgało 11 proc.). A trzeba brać pod uwagę, że większość z tych prognoz jest dosyć ostrożna. Średnia przewidywań strategów, zebranych przez agencję Bloomberga, mówi, że na koniec 2020 r. S&P 500 powinien sięgnąć 2999 pkt. Już w końcówce czerwca dotarł on jednak do poziomu 3100 pkt.