Bezpieczeństwo państwa – tak, ale nie kosztem firm i gospodarki, która będzie coraz bardziej potrzebować imigrantów zarobkowych – tak można podsumować pierwsze komentarze dużych organizacji biznesowych do przyjętej przez rząd strategii migracyjnej Polski na lata 2025–2030.
Pytanie o demografię
– Pozytywnie należy ocenić stworzenie strategicznego dokumentu regulującego priorytety polskiej polityki migracyjnej. Od lat apelowaliśmy o rozpoczęcie dyskusji nad planem działań, który by całościowo i spójnie ujmował kwestie koordynacji procesami migracyjnymi – zauważa Nadia Winiarska, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Jak dodaje Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, mogą pojawiać się uwagi co do zawartości strategii, ale jej kluczową wartością jest fakt, że jest i określa kierunek zmian, będąc też punktem wyjścia do dalszych działań. – Dotychczasowy stan, gdy przez dekadę funkcjonowaliśmy przy tak dużym napływie cudzoziemców bez strategii, jest nie do utrzymania – podkreśla Andrzej Kubisiak. Przyznaje, że przewidziane w strategii zasady dopuszczania cudzoziemców do polskiego rynku pracy (koncentracja na uzupełnianiu niedoborów pracowników o unikatowych kompetencjach, w deficytowych zawodach i przy strategicznych inwestycjach) oznaczają w praktyce limitowany dopływ imigrantów, których obecną liczbę rządowi eksperci, podobnie jak PIE, szacują na ok. 2,5 mln osób.
Imigranci potrzebni firmom i ZUS-owi
Organizacje biznesowe nie kryją obaw, że realizacja rządowych założeń znacznie zmniejszy dopływ pracowników z zagranicy, w sytuacji gdy wszystkie prognozy demograficzne przewidują w kolejnych latach szybki spadek podaży rodzimych rąk do pracy. Wtorkowy raport PIE ostrzega, że przy utrzymaniu się obecnych trendów do 2035 r. ubędzie w Polsce ponad dwa miliony pracowników, czyli około 12,5 proc. obecnego stanu zatrudnienia. Przy czym liczba pracowników w przemyśle skurczy się o 400 tys., a w ochronie zdrowia prawie o 260 tys. Zmiany demograficzne uderzą też w budżet ZUS, gdzie na koniec sierpnia br. było zarejestrowanych 1,17 mln pracujących w Polsce cudzoziemców, ponad sześciokrotnie więcej niż pod koniec 2015 r. Według tegorocznych analiz, chcąc utrzymać w najbliższych latach współczynnik obciążenia demograficznego na obecnym poziomie ok. 40 proc. (gdy na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada 40 osób w wieku poprodukcyjnym), co roku liczba cudzoziemców w wieku produkcyjnym powinna rosnąć o 200–360 tys.
– To mało realne – przyznaje Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. Ta organizacja w swym niedawnym raporcie o imigracji szacuje możliwy i potrzebny gospodarce wzrost liczby pracowników z zagranicy na 100 tys. osób. – Netto, bo przecież część cudzoziemców opuszcza Polskę – przypomina Sobolewski, który zdecydowanie krytykuje rządową strategię migracyjną, w tym założenie, że liberalne podejście do imigracji zahamuje automatyzację i robotyzację gospodarki. – Jak pokazaliśmy w naszym raporcie, inwestycje – w tym automatyzacja – idą w parze z zatrudnieniem, a nie zastępują ludzi w pracy. Domniemanie, że ciasny rynek pracy wymusi inwestycje, nie ma pokrycia w faktach; obserwujemy dziś w Polsce niską stopę inwestycji, a deficyt pracowników zapewne obniży chęć do inwestowania w naszym kraju, a nie ją podwyższy – podkreśla główny ekonomista Pracodawców RP. I przypomina, że z polskiego rynku co roku ubywa ponad 100 tys. ludzi wykonujących prace proste. – Już dziś odczuwamy te braki, a problem będzie eskalował – dodaje.