Dr Michał Możdżeń, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, zwrócił niedawno uwagę na to, że w Polsce systematycznie przybywa osób prowadzących działalność gospodarczą. W toku dyskusji wokół tej wypowiedzi okazało się, że tak naprawdę to niewiele na ten temat wiemy. Ile mamy przedsiębiorców w Polsce?
Rzeczywiście, mamy kilka rozbieżnych statystyk. Dr Możdżeń przywołał dane z CEIDG, w których występują tzw. martwe dusze: figurują w ewidencji, ale działalności nie prowadzą.
Według tych danych przedsiębiorców jest 3,6 mln.
W rzeczywistości osób prowadzących działalność gospodarczą jest około 2,5–3 mln. Ale wszystkie dane zgodnie pokazują, że tendencja jest wzrostowa. A dynamika wzrostu w ostatnich latach wzrosła. Lubię przywoływać dane z ZUS, bo przedsiębiorcy pilnują tego, żeby nie płacić składek, jeśli przestali prowadzić działalność. Od końca 2018 r. do czerwca br. liczba ubezpieczonych w ZUS zwiększyła się o około 380 tys., a ubezpieczonych z tytułu prowadzenia działalności o prawie 200 tys. Czyli za połowę przyrostu zatrudnienia odpowiadają indywidualni przedsiębiorcy.
Jeśli kierować się danymi Eurostatu, bazującymi na Badaniu Aktywności Ekonomicznej Ludności, to samozatrudnionych jest w Polsce około 3 mln, co stanowi 19 proc. ogółu pracujących. W UE ten odsetek jest wyższy tylko we Włoszech i w Grecji. Czyli przedsiębiorców w Polsce szybko przybywa, choć już teraz jest ich dużo. Z czego to wynika? Jesteśmy przedsiębiorczym narodem?
Dane BAEL jako samozatrudnionych traktują też rolników, co nieco zaburza obraz. Ale nawet biorąc na to poprawkę, liczba działalności gospodarczych jest w Polsce duża. Włochy i Grecja, które nas wyprzedzają, to kraje mocno turystyczne. Duża część tamtejszych przedsiębiorców to osoby, które wynajmują turystom nieruchomości. My jesteśmy w ogonie krajów turystycznych. U nas wysoka liczba przedsiębiorców wynika z tego, że prawo podobnie traktuje bardzo różne podmioty. W tej grupie są typowi przedsiębiorcy, tzn. pracodawcy zatrudniający po kilka, a nawet kilkadziesiąt osób. Są w niej też osoby, które nikogo nie zatrudniają, ale podejmują ryzyko, tzn. szukają kontrahentów i ponoszą jakieś koszty uzyskania przychodu, więc w tym sensie są przedsiębiorcami. Wreszcie, w świetle prawa przedsiębiorcami mogą być też osoby, które osobiście świadczą usługi dla jednego podmiotu i jest im bliżej do osób, które wykonują pracę najemną.
W jakim stopniu za przyrost liczby samozatrudnionych odpowiadają właśnie osoby, które nie są przedsiębiorcami w dosłownym znaczeniu tego słowa?
Na pewno wzrost liczby takich samozatrudnionych był istotny. Najważniejszą zmianą, która się do tego przyczyniła, był tzw. Mały ZUS+, który wprowadzono bez odpowiednich kryteriów. Każdy zakładający działalność gospodarczą najpierw otrzymywał tzw. ulgę na start, a potem Mały ZUS, czyli możliwość płacenia składek od 30 proc. minimalnego wynagrodzenia, a potem z kolei Mały ZUS+, który pozwala płacić składki nie od przychodu, tylko od połowy dochodu. Obecnie z tego rozwiązania korzystać można przez 48 miesięcy w ciągu 60 miesięcy. To sprzyja arbitrażowi na rynku pracy. Jeśli firma może zatrudnić kogoś z płacą minimalną albo kogoś, kto ma działalność i korzysta z takich preferencyjnych składek, to bardziej opłacalne jest do drugie rozwiązanie. Ustawodawca nie wprowadził kryteriów, które ograniczyłyby możliwość korzystania z Małego ZUS+ tylko do osób, które faktycznie ponoszą ryzyko gospodarcze. W pewnym sensie jest nawet odwrotnie: rzemieślnicy i inne osoby ponoszące ryzyko gospodarcze, które rozliczają się w ramach karty podatkowej, są z tej ulgi wyłączeni.