Tzw. szybki szacunek inflacji w kwietniu GUS opublikuje w piątek. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że pokaże on drugi z rzędu wyraźny spadek inflacji. Jeszcze w lutym wynosiła ona 18,4 proc. – najwięcej od 1996 r.
Najwięksi optymiści spośród 22 uczestników (zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów) comiesięcznej ankiety „Parkietu” zakładają, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł w kwietniu o 14,7 proc. rok do roku. Niżej inflacja była po raz ostatni w maju 2022 r. Pesymiści spodziewają się, że CPI wzrósł o 15,9 proc. rok do roku. To byłby wynik najniższy od lipca ub.r.
Co ważniejsze, ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści oceniają, że w kwietniu rozpoczął się też spadek inflacji bazowej, nie obejmującej cen energii i żywności. W marcu tak liczona inflacja przyspieszyła do 12,3 proc. rok do roku z 12 proc. w lutym. W kwietniu, jak sugerują przeciętnie szacunku analityków, cofnęła się do 12,1 proc.
Choć spadek inflacji bazowej oznaczałby, że hamowanie wzrostu całego CPI nie jest tylko zjawiskiem statystycznym, związanym z wysoką bazą odniesienia w przypadku cen energii, paliw i żywności, ekonomiści wciąż obawiają się, że presja inflacyjna w polskiej gospodarce pozostaje silna. W rezultacie inflacja, która w najbliższych miesiącach będzie malała na łeb, na szyję, zgodnie z zapowiedziami prezesa NBP Adama Glapińskiego, jeszcze długo nie wróci do celu banku centralnego (2,5 proc. rocznie).
Przykładowo, w opublikowanym w czwartek raporcie ekonomiści z BNP Paribas wskazują, że powrót inflacji do celu NBP prawdopodobny jest dopiero w 2026 r. W przyszłym roku, jak przewidują, inflacja w Polsce wynosiła będzie średnio 7,5 proc., a rok później średnio 4 proc.