Reformy ważniejsze niż obniżanie deficytu

Drastyczne ograniczenie deficytu finansów publicznych do wymaganych przez Brukselę 3 proc. PKB z obecnych 6 proc. w ciągu roku spowolni wzrost naszej gospodarki o dwa punkty procentowe – wyliczają ekonomiści

Aktualizacja: 22.10.2009 13:03 Publikacja: 22.10.2009 13:02

Komisja Europejska wymaga od członków strefy euro deficytu finansów publicznych nieprzekraczającego

Komisja Europejska wymaga od członków strefy euro deficytu finansów publicznych nieprzekraczającego 3 proc. PKB

Foto: GG Parkiet

– Obniżenie deficytu spowoduje, że spadnie także inflacja, kryteria z Maastricht zostaną wiec spełnione za cenę recesji – twierdzi Mirosław Gronicki, były minister finansów. W naszych realiach nie uda się bowiem zrobić tego inaczej, jak poprzez cięcie wydatków. W sytuacji, kiedy 60-70 proc. stanowią wydatki sztywne, będzie to musiało dotyczyć także wydatków inwestycyjnych. Ograniczenie inwestycji zahamuje zaś wzrost gospodarczy, co w momencie, gdy świat dopiero zacznie podnosić się z kryzysu, może się okazać zgubne dla naszego kraju.

Gronicki podkreśla, że także rozpoczęcie zdecydowanych reform nie uchroni nas przed podobnym scenariuszem. – Reformy też kosztują – zapewnia ekonomista. – Dodatkowe koszty dla rolników, wzrost składki rentowej dla przedsiębiorców czy podniesienie podatków pośrednich tak czy inaczej ograniczy popyt.

[srodtytul]Magiczne 3 procent[/srodtytul]

Inna sprawa, że ekonomiści za bardzo nie wierzą w powodzenie szybkiego ograniczania deficytu w sytuacji, gdy za rok czekają nas wybory prezydenckie, a za dwa lata samorządowe. – W naszych realiach obniżenie deficytu o jeden punkt procentowy to będzie wszystko, na co pozwoli sobie rząd – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Nie wyklucza to pokazania na papierze w aktualizacji programu konwergencji ścieżki schodzenia do wymaganych 3 proc. PKB. Jankowiak zaznacza jednak, że rzeczywiste silne ograniczenie deficytu z pewnością bardzo ucieszyłoby rynki finansowe. – To byłby jednak ewenement, dotąd naszym sukcesem było zejście z poziomu deficytu strukturalnego o 2,2 proc. PKB za rządów Jarosława Kaczyńskiego. Tyle tylko, że stało się to bez najmniejszego udziału rządu, za to dzięki bardzo dobrej koniunkturze i rewelacyjnym wpływom do państwowej kasy.Andrzej Rzońca, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, podkreśla, że ograniczanie deficytu bez wymuszania tego przez rynek może pomóc gospodarce. Nie oznacza to, że rząd nie powinien się podjąć koniecznych i długo oczekiwanych reform. – Zmniejszenie wynagrodzeń w sektorze publicznym i zmniejszenie transferów do sfery socjalnej zmniejszy presję płacową i zwiększy zdolność firm do inwestowania – zapewnia Rzońca.

Jednocześnie ekonomiści podkreślają, że jeśli już osiągniemy wszystkie kryteria i doprowadzimy do przyjęcia euro, to – jak dowodzi raport NBP – możemy się spodziewać chociażby wzrostu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. A – jak wyliczają eksperci banku – przyrost inwestycji o 1 proc. powoduje wzrost PKB o 0,8 proc.

[srodtytul]Koszty integracji[/srodtytul]

Jest jednak także druga strona medalu – wprowadzając euro, tracimy niezależność, a zawsze lepiej mieć wpływ na politykę pieniężną, niż go nie mieć. Dotyczy to zarówno sytuacji, w której chcielibyśmy mieć nieco wyższą inflację niż w strefie euro, jak i ewentualnie niższą. Drugie zastrzeżenie dotyczy niedopasowania polityki pieniężnej EBC do wymogów panujących w danej chwili w polskiej gospodarce. Może to prowadzić do znacznych kłopotów, jak widać na przykładzie Portugalii, która bezpośrednio po przyjęciu euro wpadła w ogromne tarapaty. – Nie należy winić za to euro – podkreśla jednak Rzońca. – Tam ograniczono deficyt mechanicznie, bez przeprowadzania reform. Gdyby w odpowiednim czasie rząd zajął się rzeczywistą reformą finansów publicznych, nic złego by się nie stało. Udawana reforma nie doprowadziła do trwałej naprawy finansów i gdy koniunktura gospodarcza się zmieniła, nastąpiła katastrofa.

Ocena funkcjonowania Europejskiej Unii Walutowej miała miejsce przy okazji okrągłej dziesiątej rocznicy jej istnienia – 1999-2009. Eksperci wyliczyli wtedy, że więksi członkowie EUW stracili na integracji. Szczególnie zwraca uwagę odwrócenie losów Niemców i Duńczyków, których stopa życiowa obniżyła się o16,5 proc. w przypadku tych pierwszych i 11,2 proc. w przypadku drugich oraz wręcz katastrofalny spadek poziomu zamożności Włochów (z 21,4 proc. powyżej do 1,5 proc. poniżej średniej UE).

Oczywiście różnica w stopie życiowej jest obiciem rozdźwięku pomiędzy tempem wzrostu gospodarczego w tych krajach i fakt ten ma także swe odzwierciedlenie w odmiennych poziomach bezrobocia. Tym bardziej – jak podkreślają ekonomiści – ważne jest, aby dobrze przygotować moment zamiany walut. Niedopuszczalne jest pozwolenie na skumulowanie się szoków związanych ze słabnącą koniunkturą i słabymi finansami publicznymi.

[srodtytul]Dług coraz większy[/srodtytul]

W obecnej chwili większość krajów już funkcjonujących w ramach unii walutowej ma potężne problemy ze spełnieniem kryteriów z Maastricht z powodu kryzysu i kolosalnych kwot wydanych na walkę z jego skutkami. Zdając sobie sprawę z tego, czym grozi drastyczne i szybkie cięcie wydatków, aby obniżyć poziom deficytu, rząd w Paryżu ogłosił np., że nie zamierza już dążyć do obniżenia do 2012 roku deficytu budżetowego Francji poniżej 3 proc. PKB. – Nawet przy optymistycznych założeniach co do tempa wzrostu Francja nie osiągnie tego celu wcześniej niż w 2015 roku – to najwcześniejsza możliwa data – czytamy w „Financial Times”. – Do tego czasu relacja zadłużenia publicznego do PKB przekroczy w tym kraju 90 proc.

Także w Hiszpanii relacja długu do PKB zmierzać będzie do podobnego jak we Francji poziomu. A że duże oczekiwania w zakresie redukcji deficytu przez rząd Silvio Berlusconiego we Włoszech byłyby po prostu niemądre, prawdopodobnie skończy się na tym, że relacja długu do PKB w trzech z czterech największych gospodarek strefy euro ustali się na poziomie bliskim 100 proc.

Tylko Niemcy zamierzają zrobić wszystko, aby znów w możliwie szybkim czasie spełnić kryteria z Maastricht. Poprzednia koalicja zmieniła konstytucję i obecnie deficyt rządu federalnego nie może – w ramach cyklu koniunkturalnego – przekroczyć 0,35 proc. PKB. To ograniczenie wchodzi w życie od 2016 roku, do jego osiągnięcia potrzebna będzie jednak wcześniejsza konsolidacja fiskalna. Tak określony cel w zakresie deficytu oznacza, że w długim terminie relacja zadłużenia do PKB wyniesie około 10 proc.

[srodtytul]Dysproporcje wzrosły[/srodtytul]

Ekonomiści obawiają się jednak, że tak różne podejście państw unijnych do sprawy kryteriów może mieć długoterminowe konsekwencje. Po pierwsze, stopy procentowe będą prawie na pewno wyższe, niż byłyby w innym przypadku. Po drugie, Francja wykorzysta cięcia podatkowe do wzmocnienia strony podażowej gospodarki, co w przypadku unii walutowej może się stać początkiem wyścigu między krajami: będzie on miał charakter zbliżony do realnej dewaluacji. Po trzecie, wzrośnie przekonanie o możliwości poszczególnych krajów strefy euro.

Przy tej okazji pojawiają się także inne głosy. Niedawno „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że od dziesięciu lat, tj. od momentu wprowadzenia waluty euro, znacznie wzrosła dysproporcja w rozwoju gospodarczym pomiędzy krajami, które ją wprowadziły. Słabe gospodarczo kraje, przede wszystkim z południowej Europy, cierpią na bardzo wysoki deficyt budżetowy, co zagraża stabilności wspólnej waluty. – Z początkiem wprowadzenia wspólnej waluty euro wydawało się, że eksperyment powiedzie się szczęśliwie, tworząc homogeniczną, a zarazem ustabilizowaną strefę walutową – czytamy w FAZ. – W międzyczasie pojawił się kryzys finansowy, następnie gospodarczy, które pociągnęły za sobą kolejny kryzys społeczny, co w konsekwencji prowadzi do jeszcze większego zróżnicowania makroekonomicznego pomiędzy krajami członkowskimi strefy euro. Pesymiści twierdzą więc, że może nastąpić rozerwanie strefy euro. Przyczyn tego zjawiska szukać należy nie tylko w wystąpieniu recesji gospodarczej, lecz w wielu miernikach strukturalnych, które zagrażają strefie euro, tj.: ujemne salda obrotów bieżących, brak konwergencji i zdolności konkurencyjnej państw strefy euro.

Kraje strefy rozwijają się niezależnie od siebie, tzn. bez żadnej wewnętrznej spójności.

Według najnowszego Raportu Komisji UE niektóre z krajów członkowskich przeżywają ostrą dekoniunkturę rozwoju gospodarczego, w szczególności, gdy porówna się bilans handlowy, deficyt budżetowy i salda obrotów bieżących. Przykładowo Niemcy skorzystały z członkostwa w strefie euro, gdyż poprawiły w ostatnich latach swoją pozycję w światowej konkurencji. W gorszej sytuacji znalazły się Włochy, Hiszpania, Portugalia, a głównie Grecja, gdzie od 1998 roku do 2008 roku silnie wzrósł deficyt budżetowy (o 10 proc. i wyniósł 13 proc. PKB). Już od połowy lat 90. w tych krajach obserwuje się wzrost deficytu budżetowego, który według Raportu Komisji UE (Quarterly Raport on the Euro Area) osiągnął obecnie szczytową wartość. Wynika z tego, że Grecy, Portugalczycy, Włosi i inne kraje strefy walutowej żyją ponad stan, czyli więcej importują i konsumują, aniżeli produkują i eksportują. Brytyjski Telegraph opublikował artykuł na temat rosnących deficytów budżetowych w krajach strefy euro, wskazując, że rynki coraz mniej chętnie chcą te deficyty finansować, co jest odzwierciedlone w oprocentowaniu, jakie muszą zaoferować rządy takich krajów, jak Włochy, Grecja, Hiszpania czy Irlandia. Dodatkową przyczyną braku homogeniczności strefy euro jest również fakt, że ww. krajach o wiele szybciej rosną płace aniżeli wydajność. W tej sytuacji wytwarzane w tych krajach produkty ze względu na cenę nie są konkurencyjne na rynku międzynarodowym. Ponadto przed przystąpieniem do strefy euro kraje te zdewaluowały swoje waluty narodowe. Obecnie w strefie euro jest to niemożliwe.

Gospodarka krajowa
Polska wśród liderów AI w regionie. Biznes ma jednak pewne „ale”
Gospodarka krajowa
Tusk spotkał się ze zespołem Brzoski. Upraszczanie przepisów będzie „stałą filozofią”
Gospodarka krajowa
Premier na GPW. Znów duże oczekiwania i znów duże rozczarowanie rynku
Gospodarka krajowa
To ta projekcja inflacji przekonała RPP do obniżki stóp procentowych
Gospodarka krajowa
Adam Glapiński, prezes NBP: RPP jest skłonna dalej obniżać stopy procentowe
Gospodarka krajowa
Niespodzianka. RPP obniżyła stopy procentowe