Po styczniowym gwałtownym załamaniu się kursu złotego, dramatycznym spadku sprzedaży w okresie luty-marzec i bankructwie biura Kopernik, które w lipcu uziemiło nad Morzem Śródziemnym blisko 700 turystów bez biletu powrotnego, mogło być znacznie gorzej. Jeszcze w połowie roku Instytut Turystyki prognozował upadek kilku dużych touroperatorów. Tymczasem przychody części firm, paradoksalnie, nawet wzrosły.
Przykładem jest Itaka: mimo kryzysu, biuro w tym roku obsłużyło o blisko 60 tys. turystów więcej. Było ich 286 tys., podczas gdy rok ubiegły zamknął się liczbą 228 tys. O 40 proc. wzrosły także przychody – z 516 mln zł do 716 mln zł. Problem w tym, że te wzrosty nie przełożyły się na zyski. Przed rokiem Itaka zarobiła na czysto ponad 10 mln zł. Teraz sukcesem będzie wyjście nad kreskę. Dlaczego? Część biur, by zahamować odpływ klientów, wprowadziła w połowie roku gigantyczne obniżki cen. Zwiększyły w ten sposób obroty, lecz sprzedawały zakontraktowane w hotelach i liniach lotniczych wycieczki poniżej kosztów własnych.
Inne, którym nie udało się podtrzymać sprzedaży, zakończą rok stratami. Na minusie będzie w tym roku m.in. Orbis Travel, podobnie jeden z liderów rynku – Triada (miała 8,4 mln zysku netto w ubiegłym roku). Ujemne wyniki odnotuje także TUI, które według raportu firmy matki TUI Travel będzie miało 35 mln zł straty, przy 27-procentowym spadku liczby klientów. W sumie cały rynek wycieczek zagranicznych, wart ponad 3 mld zł, skurczył się w tym roku o ok. 10 proc.
Do przyszłego roku branża podchodzi zatem bardzo ostrożnie. Według Remigiusza Talarka, wiceprezesa Rainbow Tours (spółka prognozuje ok. 3,5 mln zł zysku za 2009 rok), cały rynek wzrośnie ok. 10–15 proc., choć jeszcze 2–3 lata temu powiększał się w tempie 40 proc. Dlatego większość biur wystartowała w nowy sezon, przycinając programy i redukując kontrakty z hotelami i liniami lotniczymi.