– Polska wychodzi z kryzysu szybciej i lepiej, ale właśnie dlatego musimy lepiej pilnować finansów publicznych – przestrzegł posłów minister finansów Jacek Rostowski.
Tuż przed głosowaniem odbyła się debata nad poprawkami, zgłoszonymi przez kluby, w trakcie której głosowano nad 78 zaproponowanymi zmianami. Dodatkowo Sejm rozpatrzył 43 wnioski mniejszości. Sejmowa Komisja Finansów Publicznych, która wcześniej zapoznała się z wnioskami posłów, poparła jednak zaledwie jedenaście z nich – wszystkie zgłoszone przez koalicję rządzącą. One też uzyskały akceptację Sejmu.
Najistotniejsze zmiany, jakie próbowała do budżetu wprowadzić opozycja, dotyczyły podniesienia dochodów z podatków. Przemysław Gosiewski z PiS wyliczył np., że akcyza może przynieść ponad założone w budżecie 53,1 mld zł dodatkowo pół miliarda, VAT zaś miliard więcej, niż zapisane w budżecie 106,2 mld zł. Całość tej kwoty miałaby zostać przekazana na realizację świadczeń rodzinnych oraz na opłacenie składki na ubezpieczenie zdrowotne za osoby korzystające z zasiłków pielęgnacyjnych.
Kontynuowano także zamach na budżety tzw. świętych krów, czyli instytucji, które same sobie ustaliły budżety. I tak o 2 mln uszczuplono budżet Naczelnego Sądu Administracyjnego i o 1 mln Instytutu Pamięci Narodowej, aby wspomóc Najwyższą Izbę Kontroli. Tę propozycję, zgłoszoną przez Grzegorza Schetynę, szefa klubu PO, przyjęto. Kolejnych cięć, dotyczących np. wydatków Kancelarii Premiera, proponowanych przez opozycję, nie uwzględniono.
Zdecydowanie sprzeciwiono się również pomysłom uszczuplenia wydatków na obsługę zadłużenia, co było praktykowane w poprzednich latach. Tym bardziej że w tym roku pieniędzy na spłatę odsetek i zadłużenia zabrakło.W opinii prof. Andrzeja Wernika z Akademii Finansów przyjęty budżet jest zły.