– Dobrze, że wywiązała się dyskusja o modelu zarządzania, który powinien zmierzać do tego, by płacić za rezultaty, bo daje to szansę na efektywną restrukturyzację – mówi „Parkietowi” Zdzisław Gawlik, wiceminister skarbu. Uważa, że przetestowany na PZU system można zastosować w innych firmach. – Problemem jest tylko znalezienie menedżerów, którzy chcieliby w nim uczestniczyć, bo system kontraktowy nakłada na nich większe ryzyko. Zakładając działalność gospodarczą, odpowiadają, obok ustanowionych zabezpieczeń na wypadek nieosiągnięcia zakładanych w zarządzanym podmiocie celów, także własnym majątkiem – dodaje.

W połowie marca akcjonariusze PZU przegłosowali uchwałę umożliwiającą podwyżkę pensji zarządu. Rada może zawrzeć z jego członkami kontrakty menedżerskie, jeśli zarejestrowaliby działalność gospodarczą i wykupili ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Taką furtkę daje ustawa o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi. Prawnicy mieli wątpliwości, czy można wprowadzić takie regulacje. Gawlik zapewnia, że wątpliwości były nieuzasadnione.

– Ustawodawca, otwierając możliwość wynagradzania zarządzających spółkami z udziałem Skarbu Państwa w postaci kontraktów menedżerskich, opierał się na doświadczeniach z ustawą dotyczącą NFI z lat 90., która przewidywała kierowanie tymi firmami na podstawie umowy o zarządzanie, bez jednoczesnego rozstrzygnięcia, czy umowy te były umowami rezultatu czy starannego działania – mówi.

– Życie pokazało, że założenia ustawy były błędne. Restrukturyzacja spółek NFI nie powiodła się również dlatego, że umowy nie zawierały żadnych zabezpieczeń gwarantujących osiągnięcie celu, czyli poprawy sytuacji firm – dodaje. Jego zdaniem ustawa kominowa daje możliwość odejścia od obowiązujących limitów wynagrodzeń przez kontrakty, zastrzega też, że mogą one być zawarte tylko pod warunkiem ustanowienia zabezpieczeń.