To dopiero jest wstępna informacja – mówi jeden z ministrów. – Nie wiadomo, czy w ogóle zostanie przyjęta. Przyznaje, że dotyczy sposobu zmiany waloryzacji procentowej na kwotową, czyli na taką, gdzie każdy emeryt i rencista dostałby podwyżkę o taką samą kwotę, a nie o procent swojego świadczenia.
Ta zamiana oznaczałaby, że więcej niż teraz dostaliby najbiedniejsi emeryci i spora część rencistów. Straciliby ci, którzy mają wyższe świadczenia. W przypadku najbogatszych świadczenia mogłyby realnie nawet spaść.
O takim pomyśle już w sierpniu mówił premier Donald Tusk. Jego zdaniem w ten sposób możliwe byłoby „lekkie skorygowanie narastających różnic pomiędzy najniższymi i najwyższymi świadczeniami”. Wtedy mówił o zmianie na dwa, trzy lata, teraz nie wiadomo, na ile zostałaby ona wprowadzona.
Ponieważ pula pieniędzy przeznaczonych na waloryzację zapisana jest już w przyjętym budżecie, przy sumie ponad 3,5 mld zł i ok. 9,3 mln świadczeniobiorców przeciętnie każdy dostałby nieco mniej niż 40 zł w ramach waloryzacji kwotowej. To według szacunków „Parkietu” oznacza, że zamiana waloryzacji procentowej na kwotową byłaby korzystna dla co trzeciego emeryta i rencisty, a dla pozostałych albo neutralna (ok. 20 proc.), albo niekorzystna (ok. 50 proc.).
Na przykład ktoś, kto ma najniższą emeryturę (ok. 710 zł), zyskałby na zmianie waloryzacji ok. 22 zł. Ale osoba ze świadczeniem w wysokości 2 tys. zł straciłaby już kilka złotych.Jeśli formuła waloryzacji nie zostanie zmieniona, to przy założonym wzroście o 2,7 proc. renciści ze świadczeniem 600 zł dostaliby kilkanaście złotych, a z wysokim – ok. 100 zł.