Inwestorzy pozbywają się polskich papierów w zastraszającym tempie. W ciągu miesiąca rentowność skoczyła w przypadku papierów 10-letnich o 1 pkt proc., 5-letnich o 0,9 pkt proc., a 2-letnich o 0,5 pkt proc. – Z tak silną wyprzedażą długu w tak krótkim czasie nie mieliśmy do czynienia od końca stycznia 2009 roku, gdy w ciągu pięciu tygodni rentowność skoczyła z 5,27 proc. do 6,428 proc. – zauważa Marcin Kiepas, analityk Admiral Markets.
Polskie papiery tracą, ponieważ rośnie też rentowność na rynkach globalnych. Wczoraj Bank Japonii ogłosił, że nie zmienia zaangażowania w program luzowania polityki pieniężnej. Inwestorzy są tak wyczuleni na wszelkie sygnały o końcu pompowania pieniędzy na rynek, że nawet ta neutralna wydawałoby się wiadomość rozczarowała i stała się impulsem do wyprzedaży. Globalne czynniki mają jednak wpływ na kondycję naszych finansów publicznych. W przyszłości Ministerstwo Finansów będzie musiało więcej zapłacić inwestorom za obsługę długu.
Co dalej? To nie musi być koniec wyprzedaży polskich obligacji. Inwestorzy będą w najbliższym czasie mocno reagować na dane z gospodarki. – Jeśli chodzi o informacje krajowe, rynkowi może pomóc czwartkowy odczyt inflacji – mówi Aleksandra Bluj, ekonomistka PKO BP. Według prognoz wzrost cen w maju wyhamował do 0,7 proc. z 0,8 proc. w kwietniu. Jeśli odczyt GUS to potwierdzi, inwestorzy mogą zacząć liczyć na kolejną obniżkę stóp procentowych w lipcu.
Przy wyprzedaży obligacji na tak dużą skalę może dziwić wyjątkowy spokój na rynku walutowym. Wczoraj euro kosztowało 4,27 zł, dolar 3,22 zł, a frank szwajcarski 3,47 zł. Ekonomiści tłumaczą, że na większe ruchy nie pozwala rynkowym graczom świadomość, że wspierać złotego może bank centralny.