Wciąż wysoka inflacja oznacza, że nawet jeśli nasze wynagrodzenia rosły szybciej niż w poprzednich miesiącach (według prognoz średnia płaca wzrosła w maju o 3,9 proc. w porównaniu z 3,4 proc. w kwietniu), to w całości zjadł to wzrost cen. Drogie towary na półkach to efekt podwyżek cen przez producentów. Prognozy pokazują, że w maju rosły one w 5-proc. tempie, po tym jak wyhamowały do 4,3 proc. w kwietniu. Dalszego hamowania nie spodziewa się żaden z ankietowanych przez nas ekonomistów.

Wzrostu cen nie tłumaczy ożywienie w przemyśle. Już indeks PMI, którego najnowszy odczyt poznamy dzisiaj, ma pokazać, że kondycja producentów się nie poprawia. Analitycy oczekują spadku wskaźnika do 48,6 pkt z 49,2 pkt w poprzednim miesiącu. A to oznacza drugi miesiąc z rzędu poniżej granicy oddzielającej ożywienie od recesji.

Coraz słabszą kondycję przemysłu mają potwierdzić oficjalne dane GUS o produkcji przemysłowej, która, jak wynika ze średniej prognoz, rosła w maju wolniej niż miesiąc wcześniej. Jej dynamika wyniosła 2,5 proc. (mediana jest wyższa, pokazuje 2,7 proc.). Rozbieżności prognoz są jednak spore. Niektórzy (ekonomiści z trzech instytucji) są nawet zdania, że przemysł zaczął już się kurczyć. Najwięksi optymiści sądzą jednak, że dynamika produkcji była w maju 6-procentowa. Słabsze są natomiast przewidywania co do kondycji budownictwa. Według mediany prognoz produkcja budowlana wzrosła o 6 proc. po wzroście o ponad 8 proc. jeszcze w kwietniu.

Analitycy są sceptyczni co do poprawy sytuacji na rynku pracy. Ich zdaniem stopa bezrobocia spadła co prawda do 12,6 proc. z 12,9 proc. w kwietniu, ale zatrudnienie w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 10 pracowników nie rośnie szybciej, bo tylko o 0,3 proc., czyli tyle samo, ile wzrosło w kwietniu. Mimo to dynamika sprzedaży detalicznej ma być wyższa niż w kwietniu, kiedy wyniosła 5,5 proc. Teraz ma odbić do powyżej 7 proc. (niektórzy mówią nawet o 8 proc.).