W lipcu, jak oszacował wstępnie GUS, indeks cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł o 1,7 proc. rok do roku, po zwyżce o 1,5 proc. w czerwcu. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie oceniali, że inflacja przyspieszyła do 1,6 proc. Choć faktyczny odczyt okazał się nieco wyższy, trudno mówić o niespodziance. Nie zmienił on bowiem oczekiwań ekonomistów na kolejne miesiące. Inflacja do końca roku prawdopodobnie pozostanie wyraźnie poniżej 2 proc.
Dołek jeszcze przed nami
Już miesiąc temu, gdy okazało się, że inflacja wyhamowała do 1,5 proc. (w maju wynosiła 1,9 proc., a wcześniej dochodziła nawet do 2,2 proc.), ekonomiści wskazywali, że latem prawdopodobnie znów przyspieszy. Miał się do tego przyczynić wzrost cen owoców i warzyw. Taka była prawdopodobnie przyczyna lipcowej zwyżki dynamiki CPI, choć hipotezę tę będzie można potwierdzić dopiero za dwa tygodnie, gdy GUS poda bardziej szczegółowe dane dotyczące zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych. – Potencjał do dalszego wzrostu inflacji w kolejnych miesiącach jest ograniczony – ocenił Jakub Rybacki, ekonomista z ING BSK. Zwrócił uwagę, że rząd wycofał się z pomysłu wprowadzenia opłaty paliwowej, która mogła dodać 0,2–0,3 pkt proc. Z kolei pozytywny wpływ przyspieszającego wzrostu płac na inflację bazową (nie obejmuje cen żywności i paliw), będzie kompensowany stabilizacją cen paliw.
Klucz tkwi w cenie ropy
Jeśli notowania ropy naftowej utrzymają się na dzisiejszym poziomie, w IV kwartale – z powodu wysokiej bazy odniesienia sprzed roku – zaczną ujemnie wpływać na inflację w Polsce. Stąd w ocenie części ekonomistów na przełomie roku dynamika CPI spadnie nawet poniżej 1,5 proc.