W ostatnich dniach poznaliśmy sporo danych dotyczących koniunktury w polskiej gospodarce na początku 2018 r. Jak je oceniasz?
Trudno znaleźć w nich słabe punkty. Pewnym rozczarowaniem był jedynie styczniowy wzrost produkcji przemysłowej (o 8,6 proc. rok do roku – red.). Był wprawdzie bliski przeciętnych prognoz ekonomistów, ale my oczekiwaliśmy nieco lepszego odczytu. W ostatnich trzech miesiącach zarysował się łagodny, spadkowy trend dynamiki produkcji przemysłowej, co może sygnalizować, że gospodarka osiągnęła maksimum swoich możliwości w IV kwartale ub.r. i będzie delikatnie zwalniać. Reszta styczniowych danych zaskoczyła pozytywnie, szczególnie zaś produkcja budowlana. Jej wzrost o ponad 30 proc. rok do roku był powyżej wszelkich prognoz. Co ważniejsze, poziom produkcji wrócił w okolice szczytu z lat 2011–2012. To świadectwo ożywienia aktywności inwestycyjnej. W I kwartale prawdopodobnie utrzyma się ponaddwucyfrowe tempo wzrostu inwestycji, odnotowane w IV kwartale ub.r. Zresztą cały 2018 r. będzie stał pod znakiem mocnego wzrostu inwestycji.
Aktywności w budownictwie sprzyjała w styczniu pogoda. Z kolei wyniki sprzedaży detalicznej były dobre na tle grudnia, ale już nie na tle wcześniejszych miesięcy...
Moim zdaniem wzrost sprzedaży detalicznej był w styczniu solidny i wskazał na utrzymywanie się dynamiki konsumpcji w pobliżu 5 proc. rok do roku. A to, że wzrost sprzedaży już nie przyspiesza, nie powinno dziwić. Jeśli zaś chodzi o budownictwo, to rzeczywiście pod względem warunków pogodowych styczeń był dla tej branży najlepszy od kilkunastu lat. Ale nawet biorąc na to poprawkę, aktywność w budownictwie jest ewidentnym sygnałem ożywienia inwestycji. Trzeba natomiast pamiętać o tym, że w I kwartale roku udział budownictwa w tworzeniu wartości dodanej i udział inwestycji w PKB jest relatywnie mały. Nie liczyłbym więc na to, że wzrost PKB będzie w I kwartale wyższy niż w IV kwartale ub.r. (wyniósł 5,1 proc. rok do roku – red.), nawet jeśli inwestycje mocno przyspieszą.