„To jest standardowa kontrola, której podlegają wszystkie instytucje publiczne. Skupimy się na dwóch aspektach: bankowej obsłudze budżetu państwa oraz wykonaniu planu finansowego NBP na 2018 r." – powiedziała „Parkietowi" Ksenia Maćczak, rzecznik prasowy NIK.
Trudno jednak kontroli NIK nie wiązać z doniesieniami mediów na temat wysokich zarobków części bliskich współpracowników prezesa NBP Adama Glapińskiego. - Nie jesteśmy ślepi i głusi na te sygnały, które docierają; jesteśmy świadomi krytycznych informacji na temat polityki płacowej w NBP - powiedział w rozmowie z portalem Money.pl prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski.
- Wynagrodzenia ogółem przeważnie są przedmiotem takich kontroli. Ale w niektórych przypadkach przyglądamy się też wynagrodzeniom konkretnych pracowników. Decyzja, jak będzie wyglądała analiza płac w NBP, jeszcze nie zapadła – powiedziała „Parkietowi" Maćczak. Jak dodała, NBP jest instytucją niezależną, ale nie prywatną.
Pod koniec grudnia „Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł, wedle którego dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji w NBP Martyna Wojciechowska zarabia około 65 tys. zł miesięcznie. NBP dementuje te doniesienia.
„Pojawiające się w mediach informacje o zarobkach niektórych pracowników NBP, na przykład w wysokości 65 tys. zł brutto miesięcznie, są nieprawdziwe" – napisano w poniedziałkowym komunikacie NBP.