Po pierwszych dwóch dniach strajku w oświacie pracodawcy nie raportują dużego wzrostu niezapowiedzianych absencji – wynika z informacji zebranych przez „Parkiet". A jeśli w efekcie protestu część pracowników musi zaopiekować się dziećmi, firmy starają się elastycznie reagować na takie potrzeby.
Przykładowo w PKN Orlen ustalenia, kto musi zostać w domu, a kto może wziąć zastępstwo w tym czasie (koncern nie może sobie pozwolić na żadne przerwy w produkcji), trwały jeszcze przed weekendem. Grupa Żywiec zorganizowała opiekunki i zajęcia dla dzieci rodziców, którzy nie mogą pracować w domu. Z kolei sieć drogerii Rossmann zorganizowała półkolonie dla kilkudziesięciorga dzieci swoich pracowników.
Pracodawcy chętniej też pozwalają na pracę w domu. Jak informuje Lotte Wedel, każdy pracownik po uzgodnieniu z przełożonym może do końca kwietnia uzyskać nieograniczoną ilość dni tzw. home-office'u (standardowo każdy ma prawo do czterech dni w miesiącu). Oprócz tego przysługuje mu zasiłek opiekuńczy w przypadku zamknięcia szkoły lub przedszkola.
Na razie więc brak zajęć w szkołach i przedszkolach nie jest dla firm wielkim problemem. A jeśli się przedłuży? – Wówczas planujemy zorganizowanie w kolejnych tygodniach opieki nad dziećmi w wieku szkolnym na terenie fabryki czekolady – zapowiada Maciej Herman, prezes Lotte Wedel, w mediach społecznościowych. – Będziemy konsultować możliwe rozwiązania, tak by możliwa była jednocześnie prawidłowa organizacja pracy w spółce, a pracownicy mogli sprawować opiekę nad dziećmi – zaznacza też KGHM Polska Miedź.
Pytanie, czy strajk nauczycieli negatywnie wpływa na gospodarkę? Ekonomiści są zgodni, że jeden czy dwa dni protestu w zasadzie nie będzie zauważalne, w granicach błędu statystycznego, dla wartości PKB czy tempa wzrostu. O pewnym wpływie można by mówić, gdyby strajk się przedłużył np. na dwa tygodnie albo jeszcze dłużej.