Gdyby koniunktura w Polsce silnie się osłabiła, w ślad za ewentualnym głębszym spowolnieniem w strefie euro, to nie jest wykluczone, że trzeba będzie myśleć o luzowaniu polityki pieniężnej NBP – napisał w sierpniowym wydaniu miesięcznika „Bank"prezes tej instytucji Adam Glapiński.
To wypowiedź bardzo ostrożna, ale i tak dość zaskakująca. Po pierwsze, jak zauważyli w poniedziałkowym komentarzu ekonomiści banku Santander, inflacja ostatnio przebijała prognozy, co wzmacniało argumenty zwolenników zaostrzenia polityki pieniężnej, których w Radzie Polityki Pieniężnej również nie brakuje. Po drugie, wśród członków RPP dominował dotąd pogląd, że stopy procentowe w Polsce już teraz są rekordowo niskie, a ich dalsze obniżanie – nawet w warunkach dekoniunktury – mogłoby mieć negatywne konsekwencje m.in. dla sektora bankowego. Sam prezes Glapiński również wielokrotnie powtarzał, że stabilność stóp procentowych sprzyja stabilności makroekonomicznej w szerokim sensie.
Nic nowego?
Rada Polityki Pieniężnej po raz ostatni obniżyła stopy procentowe w marcu 2015 r. w niemal zupełnie innym składzie i z prezesem Markiem Belką na czele. Od tego czasu stopa referencyjna NBP wynosi 1,5 proc. Na dalsze łagodzenie polityki pieniężnej Rada się nie zdecydowała, nawet po zmianie składu na początku 2016 r., choć mogła znaleźć uzasadnienie dla takiej decyzji. Gospodarka traciła impet jeszcze przez kilka kwartałów po marcowej obniżce stóp, a do października 2016 r. w Polsce utrzymywała się deflacja.
W lutym br. podczas wystąpienia w Krajowej Izbie Gospodarczej prezes Glapiński oświadczył, że NBP dysponuje nowymi analizami, w świetle których w Polsce istnieje przestrzeń do obniżki stóp procentowych. – W tym kontekście ostatnia wypowiedź Glapińskiego nie wnosi nic nowego – ocenił w rozmowie z „Parkietem" Mikołaj Raczyński, dyrektor ds. strategii dłużnych w Noble Funds TFI. Przyznał jednak, że na rynku finansowym wywołała zaskoczenie. Można to tłumaczyć tym, że w lutym słowa Glapińskiego przeszły bez większego echa. Wkrótce rząd zapowiedział tzw. piątkę Kaczyńskiego, na którą złożyło się m.in. rozszerzenie programu 500+ na każde dziecko oraz wypłata dodatków finansowych dla emerytów. To wywołało falę rewizji prognoz wzrostu polskiej gospodarki, a jednocześnie wyraźnie przyspieszać zaczęła inflacja. W lipcu, jak wstępnie oszacował GUS, indeks cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł o 2,9 proc. rok do roku, najbardziej od października 2012 r., podczas gdy ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie odczytu na poziomie 2,7 proc.
Cięcie najwcześniej za rok
Prezes NBP na konferencjach prasowych po posiedzeniach RPP konsekwentnie powtarza, że wzrost inflacji jest zjawiskiem przejściowym i prawdopodobnie nie skłoni tego gremium do podwyżki stóp procentowych. O ich obniżce też jednak nie było mowy. Większość ekonomistów zakładała dotąd, że nawet zapowiadane przez Europejski Bank Centralny poluzowanie polityki pieniężnej nie skłoni RPP do podobnego ruchu.