Według wstępnych wyliczeń dużych miast tylko w kwietniu dochody z PIT spadły o ok. 40 proc. rok do roku. A jak udało się nam ustalić nieoficjalnie w resorcie finansów, spadek w okresie styczeń–kwiecień wyniósł 13 proc. Z kolei w przypadku CIT załamanie było jeszcze większe, po czterech pierwszych miesiącach roku okazały się one niższe aż o 30 proc. niż przed rokiem.
– To bardzo złe informacje także dla budżetu centralnego – komentuje Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP, b. dyrektor w resorcie finansów. – Dochody samorządów z PIT i CIT to udziały w ogólnych wpływach, oznacza to, że budżet państwa zanotował w kwietniu ubytki o podobnej skali jak budżety lokalne – dodaje.
Skąd może wynikać to tąpnięcie? – Oczywiste jest, że jesteśmy w momencie, w którym koniunktura nie jest taka jak rok czy dwa lata temu – komentuje Paweł Jurek, rzecznik Ministerstwa Finansów. – Na podstawie jednego miesiąca trudno jednak wysnuwać wnioski, gdyż mogą być obarczone bardzo dużym błędem i nie oddają rzeczywistej sytuacji. W analizach dotyczących budżetu jeden miesiąc jest zbyt krótkim okresem, należy brać pod uwagę dłuższe przedziały czasowe – podkreśla Jurek.
Dodaje, że kwiecień 2019 r. był wyjątkowy, gdyż miał „górkę", która wiązała się z terminami rozliczeń PIT i CIT za 2018 r. Za to kwiecień 2020 r. to dołek, bo terminy te zostały przesunięte.
– Zgadzam się, że tąpnięcie wpływów z podatków dochodów po części może wynikać z odroczeń terminów płatności, ale równie istotne jest pogorszenie się wyników firm – replikuje Dudek. – Wiele firm nie ma żadnych przychodów praktycznie od początku czy połowy marca. Jeśli nie ma przychodów, nie ma zysków i nie ma podatku PIT czy CIT – dodaje Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan. – Chodzi przede wszystkim o przedsiębiorstwa najbardziej uderzone już pierwszą falą zamrożenia gospodarki, czyli te prowadzące hotele, transport osób, restauracje, galerie handlowe, organizujące imprezy, świadczące usługi dla ludności itp. – wylicza Baczewski.