W kwietniowych wynikach polskiej gospodarki, a także w pierwszych sygnałach dotyczących koniunktury w maju zarówno pesymiści, jak i optymiści znajdą coś na uzasadnienie swoich oczekiwań. Sprzedaż detaliczna w kwietniu załamała się o niemal 23 proc., najbardziej we współczesnej historii Polski. Wiadomo jednak, że maj przyniósł wyraźne ożywienie w handlu. Z kolei sektor budowlany jak dotąd nie poddał się pandemii, ale to się może wkrótce zmienić.
Załamanie bez wyjątków
Jak podał w piątek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym zmalała w kwietniu o 22,9 proc. rok do roku i o 12,3 proc. w stosunku do marca. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że sprzedaż tąpnęła o 19 proc. rok do roku po zniżce o 9 proc. w marcu. Nie brakowało jednak szacunków sporo niższych, co czyni kwietniowe wyniki sprzedaży mniej rozczarowującymi niż opublikowane w czwartek wyniki produkcji przemysłowej. Ta załamała się w kwietniu o niemal 25 proc., zdecydowanie bardziej niż oczekiwali najwięksi sceptycy.
Najbardziej załamał się popyt na odzież i obuwie (o 63,4 proc. rok do roku), samochody, motocykle (o 54,4 proc.) oraz paliwa (32,9 proc.). Spadek obrotów tym razem nie ominął jednak nawet sklepów spożywczych, którym w marcu sprzyjało budowanie przez gospodarstwa domowe zapasów, a także aptek. Ekonomiści są zgodni w ocenach, że maj, gdy większość ograniczeń utrudniających zakupy została zniesiona, przyniesie wyraźne ożywienie w handlu. Potwierdzają to dane banków dotyczące płatności kartami. W ocenie analityków PKO BP na tej podstawie można szacować, że w maju spadek sprzedaży detalicznej wyhamuje do około 10 proc. rok do roku. Dalszy powrót do normalności będzie jednak powolny. Na domiar złego szeroko rozumiana konsumpcja – która obejmuje też wydatki na usługi i w małych sklepach – będzie się odbudowywała nawet wolniej. W całym II kwartale, jak ocenia Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych tąpną o 15 proc. rok do roku, po zwyżce o 1,5 proc. w I kwartale. – Konsumpcja gospodarstw domowych najprawdopodobniej będzie głównym motorem napędowym odbicia po pandemii, ale nie można liczyć na powrót tempa jej wzrostu do wcześniejszego poziomu – przyznaje Andrzej Kamiński, ekonomista z banku Millennium.
Co z inwestycjami?
Z sytuacją w przemyśle oraz handlu kontrastują dane z sektora budowlanego. W kwietniu produkcja budowlano-montażowa zmalała jedynie o 0,9 proc. rok do roku, po zwyżce o 3,7 proc. w marcu. To odczyt zbieżny z przeciętnymi oczekiwaniami ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet". Na taki wynik całego sektora złożył się wzrost produkcji firm zajmujących się obiektami inżynierii lądowej i wodnej o 9,3 proc. rok do roku i spadek produkcji w zakresie wznoszenia budynków o 8,9 proc. rok do roku. Zdaje się to świadczyć o tym, że choć budownictwo mieszkaniowe odczuło wpływ epidemii, to realizacja projektów infrastrukturalnych nie została zakłócona. „Podtrzymujemy nasze dotychczasowe założenie, że sektor budowlany będzie tym, który w całym 2020 r. będzie w największym stopniu stabilizował wyniki gospodarki. Zakładamy (...), że będzie to najszybszy kanał pobudzania wzrostu gospodarczego poprzez zwiększenie wydatków publicznych" – skomentowali piątkowe dane ekonomiści z Banku Ochrony Środowiska.