Polski bank rozwoju ma dwa główne programy gwarancji. W połowie kwietnia uruchomił wart 100 mld zł Fundusz Gwarancji Płynnościowych, z którego udzielane są gwarancje kredytów dla średnich i dużych firm w ramach tarczy antykryzysowej (kwota gwarancji 3,5–200 mln zł, zabezpieczenie do 80 proc. kwoty kredytu). Do tej pory (stan na 29 czerwca) przyznano 2,54 mld zł gwarancji 223 firmom (wartość kredytów zabezpieczona tymi gwarancjami to 3,23 mld zł).

Od kwietnia działa też fundusz gwarancji de minimis na lepszych dla klientów warunkach. W ramach tego skierowanego dla małych firm programu udzielono gwarancji na 6,4 mld zł 17,1 tys. podmiotom (zabezpieczone nimi kredyty są warte 9,1 mld zł). Może być nimi zabezpieczone 80 proc. kredytu, wartość gwarancji to maksymalnie 3,5 mln zł.

– Obserwujemy rosnącą dynamikę sprzedaży gwarancji de minimis, z których korzystają głównie mikro- i małe firmy. Dzienna sprzedaż kredytów z tymi gwarancjami w okresie pandemii jest prawie dwukrotnie wyższa od sprzedaży z okresu wcześniejszego. W przypadku gwarancji płynnościowych sprzedaż w czerwcu jest wyższa niż za wcześniejszy, trzykrotnie dłuższy okres, co potwierdza, że średnie i duże firmy wykazują coraz większe zainteresowanie gwarancjami BGK – mówi Halina Wiśniewska, dyrektor departamentu gwarancji i poręczeń BGK.

Mimo wzrostu banki wskazują jednak, że zainteresowanie kredytem i gwarancjami jest relatywnie niewielkie. Firmy najpierw sięgają po dotacje z Polskiego Funduszu Rozwoju. – Dobre firmy nie inwestują, nie są więc zainteresowane kredytem. Zwłaszcza że popyt spada, więc nawet kredyt obrotowy nie jest tak potrzebny. Słabsze firmy chętnie wzięłyby kredyt, ale banki ograniczyły apetyt na ryzyko, więc zbyt chętnie go nie udzielą. Dlatego mimo niskich stóp nie ma co liczyć na wzrost akcji kredytowej firm. PRF ma środki i pewnie z tej linii łatwo skorzystać – ocenia Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM. MR