Jak podał we wtorek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (czyli w cenach stałych) wzrosła w sierpniu o 5,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 3,9 proc. w lipcu. Ten ostatni wynik był najsłabszy od lutego, a ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści zgodnie szacowali, że sierpień przyniósł poprawę koniunktury w handlu. Przeciętnie spodziewali się zwyżki sprzedaży o 5,7 proc. rok do roku.
Wzrost o 5,4 proc. trudno jednak uznać za mocno rozczarowujący. Wiosną br. sprzedaż detaliczna rosła wprawdzie w tempie dwucyfrowym, ale był to w dużej mierze efekt niskiej bazy odniesienia sprzed roku, gdy aktywność w handlu zamarła pod wpływem pierwszej fali antyepidemicznych ograniczeń. Od czerwca ten efekt był już znacznie słabszy.
O tym, że sierpniowe przyspieszenie wzrostu sprzedaży odzwierciedlało rzeczywistą poprawę koniunktury, a nie efekty czysto statystyczne (np. korzystny układ kalendarza), świadczyć może to, że po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych sprzedaż wzrosła o 0,4 proc. w stosunku do lipca, gdy z kolei tąpnęła o 1,5 proc. w stosunku do czerwca. To oznacza, że była o około 2,7 proc. powyżej poziomu z lutego 2020 r., ostatniego miesiąc przed wybuchem pandemii, i o 6,6 proc. wyższej niż w sierpniu 2019 r.
Ekonomiści z banku Pekao podkreślają, że odbudowa aktywności w handlu detalicznym wciąż jest niepełna. O ile np. produkcja przemysłowa jest już powyżej poziomu, na którym byłaby, gdyby utrzymała się cały czas w trendzie wzrostowym sprzed pandemii, o tyle sprzedaż detaliczna jest sporo niżej.