Zaczyna się szacowanie strat

Publikowane w najbliższych tygodniach dane pokażą bezprecedensowe załamanie sprzedaży detalicznej i największe tąpnięcie produkcji od 2009 r. Z rynku pracy mogą jeszcze płynąć uspokajające wieści.

Publikacja: 04.05.2020 06:02

Foto: GG Parkiet

W marcu, choć od połowy miesiąca obowiązywały daleko idące ograniczenia aktywności ekonomicznej, zniszczenia w gospodarce wciąż były niewielkie. Zadziwiające były m.in. niewielkie spadki zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw oraz produkcji przemysłowej. Stopa bezrobocia zdołała nawet spaść.

Jeśli ktoś potraktował publikowane w ostatnich tygodniach dane jako przejaw odporności polskiej gospodarki na pandemiczny szok, czeka go niemiła niespodzianka. Dane dotyczące koniunktury w kwietniu, które ukażą się w maju, pokażą bowiem jej bezprecedensowe załamanie. A to i tak nie będzie oddawało w pełni gospodarczych strat spowodowanych walką z koronawirusem. Dane publikowane z miesięczną częstotliwością w niewielkim stopniu oddają sytuację w sektorze usługowym, który ucierpiał najbardziej.

Załamanie konsumpcji

Wstrząsające mogą być przede wszystkim wyniki sprzedaży detalicznej. Już w marcu zmalała ona (w cenach stałych) o 9 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2006 r. W kwietniu, jak przeciętnie szacują ankietowani przez nas ekonomiści, załamała się już o 19 proc. rok do roku. W ocenie analityków z Credit Agricole Bank Polska spadek sprzedaży mógł być nawet głębszy, a i tak nie odzwierciedlał załamania szeroko rozumianej konsumpcji. Sprzedaż detaliczna jest bowiem mierzona przez GUS tylko w sklepach zatrudniających co najmniej 10 osób i nie obejmuje usług. Tymczasem, jak pokazują dane dotyczące transakcji kartami płatniczymi klientów Credit Agricole, wydatki na usługi były w kwietniu nawet o 40 proc. mniejsze niż w lutym. Stąd ekonomiści z tej instytucji oceniają, że nawet zakładając częściową odbudowę popytu w maju i czerwcu, konsumpcja ogółem w II kwartale załamie się o 20 proc. rok do roku. Dla porównania w I kwartale, jak szacują ankietowani przez nas ekonomiści, wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych zwiększyły się o 1,2 proc. rok do roku.

Sporo emocji mogą budzić także wyniki przemysłu. Ten sektor, inaczej niż usługi, nie był bezpośrednio dotknięty ograniczeniami aktywności ekonomicznej. Wiele firm wstrzymało jednak czasowo produkcję z powodu załamania popytu i wymuszonych przez zamknięcie szkół urlopów części pracowników. W ocenie ankietowanych przez „Parkiet" ekonomistów produkcja sprzedana przemysłu załamała się w kwietniu o 12,4 proc. rok do roku, po zniżce o 2,3 proc. w marcu. Byłby to odczyt najgorszy od lutego 2009 r., czyli apogeum globalnej recesji wywołanej kryzysem finansowym. Wtedy jednak polską gospodarkę stabilizował popyt wewnętrzny, w tym na usługi, który teraz jest największym obciążeniem.

Inflacja w odwrocie

Skutkiem załamania popytu będzie, w ocenie większości ekonomistów, wyraźne wyhamowanie inflacji. Na początku 2021 r., jak oceniają analitycy z ING Banku Śląskiego, znajdzie się ona poniżej 1 proc. rok do roku. W kwietniowym odczycie CPI – głównej miary inflacji nad Wisłą – jeszcze tego nie widać. Wprawdzie, jak podał w czwartek GUS, wzrost CPI wyhamował do 3,4 proc. rok do roku, z 4,6 proc. w marcu, ale to był głównie efekt załamania cen paliw. Inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, które często zmieniają się niezależnie od popytu, utrzymała się prawdopodobnie na marcowym poziomie 3,6–3,7 proc. W ocenie Kamila Łuczkowskiego, ekonomisty z Pekao, stabilizacja inflacji bazowej może być jednak iluzją spowodowaną tym, w jaki sposób GUS doszacowuje ceny towarów i usług, które nie są obecnie przedmiotem handlu. Według niego odmrożenie ujawni wyraźny spadek cen tych towarów i usług, co doprowadzi do załamania inflacji bazowej.

Także na rynku pracy efekty epidemii Covid-19 będą się ujawniały z opóźnieniem. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacują, że stopa bezrobocia rejestrowanego zwiększyła się do 5,7 proc., z 5,4 proc. w marcu. To byłaby wprawdzie pierwsza zwyżka tego wskaźnika o tej porze roku od co najmniej 2000 r., ale i tak to dopiero przedsmak tego, jak wzrośnie w kolejnych miesiącach. – Dane o bezrobociu zaczną zyskiwać na znaczeniu od maja, gdy w urzędach pracy zaczną się rejestrować zwolnione w kwietniu osoby o krótkich okresach wypowiedzenia. Pełen obraz zmian na rynku pracy poznamy dopiero w czerwcu i lipcu – tłumaczy Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP.

Monika Kurtek główna ekonomistka Banku Pocztowego

Kwiecień był dla polskiej gospodarki jednym z najgorszych miesięcy w historii. Już marzec był słaby, a przecież wtedy gospodarka była zamrożona przez połowę miesiąca. W najbliższych tygodniach należy być przygotowanym na wręcz szokujące dane.

Marta Petka-Zagajewska Kierownik zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP

Dane z rynku pracy jeszcze przez jakiś czas nie pokażą faktycznych zmian, do jakich doszło na nim pod wpływem epidemii. Skalę wzrostu bezrobocia ze względu na okresy wypowiedzeń poznamy na dobre w czerwcu i lipcu. A miesięczne dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu obrazują tylko wycinek rynku pracy i to nie ten, który jest najbardziej dotknięty.

 

Gospodarka krajowa
Inflacja w maju jeszcze niższa. Nie przewidzieli tego nawet najwięksi optymiści
Gospodarka krajowa
Rząd przyjął założenia budżetu na 2026 r.
Gospodarka krajowa
Niewielu Polaków ma dodatkową pracę
Gospodarka krajowa
Kolejna obniżka stóp jesienią, w 2026 r. mniej cięć, niż się spodziewano
Gospodarka krajowa
Włochy w tyle i europejskie zarobki. Ekonomiści Pekao rysują scenariusz dla Polski
Gospodarka krajowa
Rafał Brzoska: Jestem propaństwowym romantykiem, a nie załatwiaczem czyichś interesów