W marcu, choć od połowy miesiąca obowiązywały daleko idące ograniczenia aktywności ekonomicznej, zniszczenia w gospodarce wciąż były niewielkie. Zadziwiające były m.in. niewielkie spadki zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw oraz produkcji przemysłowej. Stopa bezrobocia zdołała nawet spaść.
Jeśli ktoś potraktował publikowane w ostatnich tygodniach dane jako przejaw odporności polskiej gospodarki na pandemiczny szok, czeka go niemiła niespodzianka. Dane dotyczące koniunktury w kwietniu, które ukażą się w maju, pokażą bowiem jej bezprecedensowe załamanie. A to i tak nie będzie oddawało w pełni gospodarczych strat spowodowanych walką z koronawirusem. Dane publikowane z miesięczną częstotliwością w niewielkim stopniu oddają sytuację w sektorze usługowym, który ucierpiał najbardziej.
Załamanie konsumpcji
Wstrząsające mogą być przede wszystkim wyniki sprzedaży detalicznej. Już w marcu zmalała ona (w cenach stałych) o 9 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2006 r. W kwietniu, jak przeciętnie szacują ankietowani przez nas ekonomiści, załamała się już o 19 proc. rok do roku. W ocenie analityków z Credit Agricole Bank Polska spadek sprzedaży mógł być nawet głębszy, a i tak nie odzwierciedlał załamania szeroko rozumianej konsumpcji. Sprzedaż detaliczna jest bowiem mierzona przez GUS tylko w sklepach zatrudniających co najmniej 10 osób i nie obejmuje usług. Tymczasem, jak pokazują dane dotyczące transakcji kartami płatniczymi klientów Credit Agricole, wydatki na usługi były w kwietniu nawet o 40 proc. mniejsze niż w lutym. Stąd ekonomiści z tej instytucji oceniają, że nawet zakładając częściową odbudowę popytu w maju i czerwcu, konsumpcja ogółem w II kwartale załamie się o 20 proc. rok do roku. Dla porównania w I kwartale, jak szacują ankietowani przez nas ekonomiści, wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych zwiększyły się o 1,2 proc. rok do roku.
Sporo emocji mogą budzić także wyniki przemysłu. Ten sektor, inaczej niż usługi, nie był bezpośrednio dotknięty ograniczeniami aktywności ekonomicznej. Wiele firm wstrzymało jednak czasowo produkcję z powodu załamania popytu i wymuszonych przez zamknięcie szkół urlopów części pracowników. W ocenie ankietowanych przez „Parkiet" ekonomistów produkcja sprzedana przemysłu załamała się w kwietniu o 12,4 proc. rok do roku, po zniżce o 2,3 proc. w marcu. Byłby to odczyt najgorszy od lutego 2009 r., czyli apogeum globalnej recesji wywołanej kryzysem finansowym. Wtedy jednak polską gospodarkę stabilizował popyt wewnętrzny, w tym na usługi, który teraz jest największym obciążeniem.
Inflacja w odwrocie
Skutkiem załamania popytu będzie, w ocenie większości ekonomistów, wyraźne wyhamowanie inflacji. Na początku 2021 r., jak oceniają analitycy z ING Banku Śląskiego, znajdzie się ona poniżej 1 proc. rok do roku. W kwietniowym odczycie CPI – głównej miary inflacji nad Wisłą – jeszcze tego nie widać. Wprawdzie, jak podał w czwartek GUS, wzrost CPI wyhamował do 3,4 proc. rok do roku, z 4,6 proc. w marcu, ale to był głównie efekt załamania cen paliw. Inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, które często zmieniają się niezależnie od popytu, utrzymała się prawdopodobnie na marcowym poziomie 3,6–3,7 proc. W ocenie Kamila Łuczkowskiego, ekonomisty z Pekao, stabilizacja inflacji bazowej może być jednak iluzją spowodowaną tym, w jaki sposób GUS doszacowuje ceny towarów i usług, które nie są obecnie przedmiotem handlu. Według niego odmrożenie ujawni wyraźny spadek cen tych towarów i usług, co doprowadzi do załamania inflacji bazowej.