Według wstępnego szacunku GUS, opublikowanego we wtorek, indeks cen konsumpcyjnych (CPI) – główna miara inflacji w Polsce – wzrósł w czerwcu o 3,3 proc. rok do roku, po 2,9 proc. w maju. To spora niespodzianka. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie powtórki majowego wyniku.
W poprzednich miesiącach inflacja konsekwentnie hamowała, przede wszystkim pod wpływem taniejących paliw. W lutym i w marcu, przed wybuchem pandemii, inflacja przewyższała już 4,5 proc. rocznie. W czerwcu spadek cen paliw wyhamował do 19,3 proc. rok do roku, z ponad 23 proc. w maju, co przyczyniło się do wzrostu inflacji.
Covidowe podwyżki
Z wstępnych i niepełnych danych GUS wynika jednak, że źródłem niespodzianki była przede wszystkim tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, która – jak szacują ekonomiści – sięgnęła w czerwcu 4–4,1 proc. rok do roku. Tak wysoka nie była od 20 lat. W maju inflacja bazowa wynosiła 3,8 proc. rok do roku, a uczestnicy ankiety „Parkietu" przeciętnie zakładali, że w czerwcu zmalała do 3,5 proc.
Za oczekiwaniami spadku inflacji bazowej stało m.in. założenie, że w czerwcu zniknął sztuczny stabilizator inflacji w postaci braku dostępności niektórych usług. W poprzednich miesiącach GUS w takich przypadkach zwykle przyjmował, że ceny były stabilne. W czerwcu, wraz z odmrażaniem gospodarki, większość z tych usług była już dostępna i można było zakładać, że ceny wielu z nich spadły wskutek osłabionego popytu.