Cykl podwyżek stóp procentowych jest jeszcze daleki od zakończenia. To, do jakiego poziomu ostatecznie będzie musiała dojść stopa referencyjna NBP, zależało będzie m.in. od polityki fiskalnej rządu, ale też składu Rady Polityki Pieniężnej. Jeśli nowi członkowie poprawią wiarygodność tego gremium, podwyżek będzie mniej. To wnioski z debaty o inflacji i polityce pieniężnej, którą zorganizowało niedawno Towarzystwo Ekonomistów Polskich.
Najbliższe posiedzenie RPP zaplanowane jest na środę. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie przewidują, że Rada podniesie stopę referencyjną NBP trzeci raz z rzędu, tym razem o 0,5 pkt proc., do 1,75 proc. Nie brakuje jednak głosów, że stopa ta wzrośnie od razu do 2 proc., a uczestnicy rynku finansowego zdają się oczekiwać nawet większej podwyżki. W notowaniach kontraktów terminowych na trzymiesięczny WIBOR wyceniony jest obecnie wzrost stopy referencyjnej NBP w ciągu miesiąca do około 2,7 proc., czyli aż o 1,5 pkt proc., ale oczekiwania te obejmują w jakiejś mierze także styczniowe posiedzenie rady. W dalszej perspektywie – ale jeszcze w 2022 r. – inwestorzy spodziewają się wzrostu głównej stopy procentowej w Polsce do około 3,25 proc. Jeszcze na początku października oczekiwali, że stopa ta zakończy przyszły rok na poziomie około 1,5 proc.
Presja popytowa jest faktem
Tak wyraźna zmiana oczekiwań pod adresem RPP to pokłosie jej dwóch zaskakujących decyzji. Pierwszą była podwyżka stopy referencyjnej z 0,1 do 0,5 proc. w październiku, choć większość obserwatorów polityki pieniężnej – na podstawie wcześniejszych komunikatów rady i wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego – oczekiwała takiej zmiany najwcześniej w listopadzie. Drugą była podwyżka tej stopy o 0,75 pkt proc. w listopadzie, podczas gdy na rynku spodziewano się nieco mniejszego ruchu. Na prognozowaną ścieżkę stóp ogromny wpływ mają też odczyty inflacji, które miesiąc w miesiąc przebijają nie tylko przeciętne, ale nawet skrajne prognozy ekonomistów. Na to nałożyła się jeszcze zmiana tonu wypowiedzi prof. Glapińskiego. Jeszcze niedawno prezes NBP deklarował, że podwyższona inflacja jest zjawiskiem przejściowym i napędzają ją przede wszystkim szoki podażowe: wzrost cen surowców na świecie, wzrost cen uprawnień do emisji CO2, zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw, zwyżki kosztów frachtu. Argumentował też, że polityka zmierzająca do umocnienia złotego nie miałaby dużego wpływu na inflację, a jednocześnie mogłaby mocno uderzyć w gospodarkę. W zeszłym tygodniu w wywiadzie dla „Gazety Polskiej" prof. Glapiński przyznał jednak, że „obecnie widać już wpływ wysokiego popytu (na przykład rosnących płac)" na inflację. Podkreślił też, że NBP musi „czuwać nad silnym złotym" i że „nie ma silnej gospodarki bez silnego złotego". To sugeruje, że bank centralny jest skłonny akceptować aprecjację polskiej waluty, a nawet do niej dążyć, podczas gdy wcześniej starał się temu przeciwdziałać. W środę na gali wręczenia nagród im. Władysława Grabskiego prezes NBP mówił z kolei, że nie uważa już inflacji za zjawisko przejściowe, tylko uciążliwe.
Prognozowanie ścieżki stóp procentowych utrudnia jednak to, że w najbliższych miesiącach zmieni się większość składu RPP. Niewiadomą jest także polityka fiskalna, co dobrze ilustruje dyskusja na temat rządowej tarczy antyinflacyjnej, na którą złożyć się mają czasowe obniżki podatków od nośników energii oraz rekompensaty dla gospodarstw domowych z tytułu wzrostu kosztów utrzymania domu. Ekonomiści zgodnie oceniają, że te rozwiązania obniżą ścieżkę inflacji na początku 2022 r., co może skłonić radę do łagodniejszego zaostrzania polityki pieniężnej, ale jednocześnie podsycą inflację w dalszej części 2022 r. i 2023 r. Na dłuższą metę docelowy poziom stóp, który będzie potrzebny, aby sprowadzić inflację do celu NBP (2,5 proc.), może być w efekcie wyższy, niż się wydawało przed ogłoszeniem tarczy.