Odrzucono pomysł stworzenia specjalnego sekretariatu gospodarczego dla strefy euro, czego obawiały sę kraje będące w UE, ale poza Eurolandem (to jednak jest pewien minus w kontekście przyszłego zarządzania strefą). Nie wiadomo też do końca jak będzie wyglądał mechanizm ewentualnych sankcji za łamanie ustaleń (blokada prawa głosu w Radzie UE wymagałaby na przykład zmiany w traktacie UE). W skrócie można stwierdzić, iż ustalenia przyjęte na szczycie to krok w dobrym kierunku, ale o 10 lat za późno. W żadnym stopniu nie daje on odpowiedzi, jak szybko Europa pozbędzie się problemów. Stąd też nie dziwi sceptycyzm słynnego inwestora, George’a Sorosa, który wczoraj przyznał, iż Europę czeka nieunikniona recesja, a potem kilka lat stagnacji. Wracając do wczorajszego szczytu, dużym plusem jest zgoda na oficjalną publikację testów wytrzymałościowych dla największych europejskich banków, począwszy od 1 lipca. Niemniej sam ten fakt może wywołać pewien niepokój inwestorów w kontekście spekulacji o dużym zaangażowaniu się w krajach PIIGS.
Wydarzeniem wczorajszego dnia były też pozytywne wyniki aukcji obligacji w Hiszpanii i na Węgrzech, co dodało animuszu kupującym euro. W efekcie jeszcze wczoraj złamany został kolejny opór na 1,24. Dzisiaj wczorajsze maksimum zostało nieco poprawione (1,2416), ale kolejne godziny przynoszą już przewagę podaży na euro. Trzeba tutaj wspomnieć, iż wczorajsze publikacje danych makro z USA nie były najlepsze, zwłaszcza jeżeli chodzi o cotygodniowe bezrobocie i indeks Philly FED. To w kontekście dzisiejszego dnia trzech wiedźm na giełdach, może nieco zaszkodzić rynkowi akcji i tym samym doprowadzić do wzrostu globalnego ryzyka i wzmocnić dolara. Na to wpływają też komentarze doradcy Ludowego Banku Chin, który po raz kolejny „uświadomił” inwestorów przed ryzykiem przegrzania tamtejszej gospodarki. Nie tak dawno (środa) pisałem też, że notowania EUR/USD zaszły już nieco za daleko. Być może, ta korekta pojawi się w najbliższych dniach.
Spadek EUR/USD mógłby negatywnie przełożyć się na złotego. Naszej walucie nie powinny natomiast zaszkodzić wyniki wyborów parlamentarnych, które są zaplanowane na niedzielę. Chociaż dla rynku finansowego dobrze by było, gdyby Bronisław Komorowski wygrał już w pierwszej turze. O godz. 13:00 złoty był nieco słabszy – za euro płacono 4,07 zł, a dolar był wart 3,2950 zł.
EUR/PLN: Notowania nie są w stanie złamać poziomu 4,05, który był minimum w środę. To sugeruje, iż trzeba się będzie liczyć z kolejną próbą wzrostu w okolice 4,10 na przestrzeni najbliższych 24 godzin. Jeżeli natomiast rynek wyjdzie powyżej 4,11-4,12 to może być to poważniejszy sygnał, iż złoty ponownie wkracza w fazę osłabienia. Dzienne wskaźniki nie sugerują jednak na razie takiego scenariusza. W efekcie wydaje się, iż w przyszłym tygodniu rynek powinien spróbować przełamać rejon 4,05.
USD/PLN: Po przełamaniu 3,30 nie nastąpił szybki ruch w rejon 3,25. Rynek zawiesił się w rejonie 3,27-3,28 i dość często powracał powyżej 3,30. W efekcie wiarygodnym poziomem jest dopiero rejon 3,35 i jego naruszenie będzie sygnałem do zmiany trendu. W ciągu najbliższych 24 godzin nie można wykluczyć jego testowania, ale przełamanie jest mało prawdopodobne. Wsparcie to 3,27, którego złamanie otworzy drogę do 3,25.